„Super Express”: – Ten turniej jest dziwny, choćby dlatego, że gra o coś tak naprawdę zacznie się po 10 dniach od startu.
Karol Kłos: – Nie powiem, że jest dziwny, raczej rozciągnięty w czasie. Na pewno jest miły, bo przyjechało wielu polskich kibiców. Gramy u siebie. Jeśli ktoś nie wiedziałby, kto jest gospodarzem, to mógłby pomyśleć, że jesteśmy w Polsce.
– W Polsce po takich meczach jak ten z Czarnogórą ludzie pytają: kiedy właściwie się zaczynają te mistrzostwa?
– My robimy swoje, bez względu na to czy wchodzi pierwszy skład, czy zmiennicy. Dostajemy takich, a nie innych przeciwników. Mamy wygrać i na razie to się udaje. Straciliśmy dopiero jednego seta w czterech meczach.
– Wasz sparing wewnętrzny w Arłamowie stał pewnie na o niebo wyższym poziomie?
– Nie skłamię, jeśli powiem, że tak właśnie było, a byliśmy przecież po ciężkich treningach. Wpadł mi nawet do głowy pomysł, żeby zorganizować mecz Polska A – Polska B. Kibice na pewno by dopisali.
– Należysz do siatkarzy którzy pilnie śledzą układ grup, kto na kogo wpadnie i gdzie pojedzie w dalszej części turnieju?
– Nie. Ja jestem tym siatkarzem, który się skupia na kolejnym meczu. Jak wiem, kto jest przeciwnikiem, to siadam i analizuję. Może kiedyś, jak byłem młodszy, bardziej zagłębiałem się w te sprawy i się nimi emocjonowałem.
– To wynika też z faktu, że polska drużyna ma taką siłę, iż nie musi się zastanawiać, z kim zagra kolejne spotkanie?
– Mamy skład, który nie musi się bać żadnych rywali w Europie. Wiadomo, że każdy mecz jest inny i inaczej się układa. Gdy w dodatku jest to spotkanie o coś, lub o być albo nie być, wtedy zaczynają się schody. Ale my nie mamy się czego wstydzić z tym, co prezentujemy.
– Głębia składu to coś, co nas wyróżnia, czy są też inne elementy decydujące o klasie reprezentacji Polski?
– Głębia składu na pewno, ale poza tym atmosfera. A zawodników, którzy mogliby być na tych mistrzostwach, jest o wiele więcej niż czternastu. I nasza drużyna nie straciłaby na jakości.
– Jesteśmy siatkarskim Dream Teamem?
– Jeżeli wygramy mistrzostwo Europy, to wtedy zacznijmy tak mówić.
– W tym turnieju pierwszym wielkim sprawdzianem może być półfinał, niewykluczone, że z Rosją. Trzeba się będzie mentalnie przestawić i przygotować na taki mecz? Bo na razie macie lekkie spotkania.
– Takie momenty wywołują tyle emocji i podnoszą adrenalinę na taki poziom, że nikogo nie będzie trzeba motywować do meczu półfinałowego. O ile tam się zameldujemy, mamy jeszcze kawałek drogi przed sobą.
– Jak nad tyloma charakterami w ekipie panuje trener Vital Heynen? Jak utrzymuje atmosferę, która, jak sam mówisz, jest znakomita?
– Trener traktuje nas jak dorosłych i odpowiedzialnych ludzi i daje bardzo, bardzo dużą swobodę. Przez niekonwencjonalne pomysły pobudza w nas radość z gry i z trenowania.