Marcin Różalski to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci w polskich sportach walki. I nie chodzi tu tylko o oryginalny "image" wojownika, ale w dużej mierze o jego charakter i niezwykłe walki, jakie toczył. Choć znaczna cześć kibiców kojarzy go przede wszystkim z mieszanych sztuk walki, nie można zapominać, że ogromne sukcesy odnosił w dużej mierze w innej formule walk, jaką jest K-1. W tej dyscyplinie wygrał znaczną część pojedynków i miał okazję rywalizować z najlepszymi zawodnikami na świecie.
Tak wygląda teraz Andrzej Gołota. Zdjęcie żony pokazuje, jaka jest prawda o jego życiu
Być może sukcesów Różalskiego nie byłoby, gdyby nie jedna z ważnych postaci w jego życiu. W pewnym momencie opiekę nad Polakiem roztoczył francuski trener Jean-Marie Merchet, który "zwerbował" Różalskiego do klubu Club Haute Tension. Dla zawodnika była to bardzo ważna osoba, co widać po ostatnim wpisie "Różala" w mediach społecznościowych. Reprezentant Polski poinformował o śmierci swojego byłego trenera.
- Wielki wojownik i olbrzymia postać, autorytet w sportach walki we Francji, ale i na całym świecie. W K1, Muay Thai, MMA, karate znali go wszyscy, którzy potęgę tego sportu tworzyli. Niestety wielki mistrz zmarł, a wraz z nim zmarła jakaś część i mnie, ponieważ to u niego w klubie Haute Tension w Paryżu zaczęła się moja przygoda z zawodowymi walkami w Muay Thai i w K1 - napisał Różalski na swoim Instagramie. Widać, że śmierć szkoleniowca to dla niego duży cios.
PIJANY wyszedł do walki?! Gwiazdor UFC przeholował z alkoholem, wszystko się wydało
- Mega człowiek, wspaniały wojownik, z którym nawet bariera językowa nie była przeszkodą w porozumiewaniu się. Zjeździliśmy kawał świata stoczyłem około 15 walk w narożniku z Jeanem. Często od rozmawiania bolały ręce, a miksowanie języków przechodziło wszelkie poziomy. Dziś już go nie ma wśród bliskich na tym świecie. Teraz czeka na bliskich tam, gdzie wojownicy żyją wiecznie - czytamy w dalszej części posta.