Kubot zaimponował w maju i czerwcu w wielkoszlemowych Roland Garros i Wimbledonie. Jako tenisista spoza pierwszej setki rankingu do obu musiał się przebijać przez kwalifikacje. Polak grał tak dobrze, że nie tylko awansował do turnieju głównego, ale jeszcze sporo w nim namieszał. W Paryżu dotarł do trzeciej, a w Londynie do czwartej rundy. W Nowym Jorku miało być jeszcze lepiej.
Niestety, podczas turnieju w Poznaniu Kubot doznał kontuzji nadgarstka. Wierzył jednak, że zdoła dojść do siebie przed US Open. - Kość jest już wyleczona, ale cały czas mam zapalenie ścięgna w nadgarstku i czuję ból. Zdecydowałem, że nie pojadę do Nowego Jorku - tłumaczy Polak, którego lekarze przekonali, że granie w takim stanie może spowodować tylko gorszą kontuzję. Na szczęście nieobecność w US Open nie powinna kosztować Łukasza zbyt wiele. - Rok temu odpadłem tam w pierwszej rundzie, więc teraz nie mam żadnych punktów do obrony.
Łukasz stara się nie myśleć o straconej szansie i pieniądzach (za sam występ w 1. rundzie dostałby 19 tysięcy dolarów). - Odpuszczając występ w USA, zyskuję dwa tygodnie na przygotowania do meczu z Finlandią w Pucharze Davisa. Mam nadzieję, że pomogę zespołowi w zwycięstwie - mówi.