Życie tenisistki nie jest tak łatwe, jak się niektórym wydaje. Isia wstaje wcześnie rano, zjada lekkie śniadanie, wychodzi pobiegać, a już chwilę po dziewiątej rano melduje się na kortach. Wcześniej oczywiście musi spędzić trochę czasu w łazience, malując się i układając włosy. - W końcu jestem kobietą - śmieje się, widząc ponaglające spojrzenia taty.
Tuż po treningu Agnieszka zaczyna szykować się do meczu. Punktualnie o 12.00 wychodzi na kort. Rywalką jest Chinka Shuai Peng (23 l., 36. w rankingu). W pierwszym secie i na początku drugiego Isia jest o klasę lepsza. Prowadzi już 6:2, 5:2, kiedy zaczynają się kłopoty. Chinka doprowadza do tie-breaka i wygrywa 8-6. W decydującej partii Isia zwycięża 9:7.
Po meczu obowiązkowa konferencja prasowa. - Można nie przyjść, ale to słono kosztuje - wyjaśnia.
Po spotkaniu z dziennikarzami Isia pędzi do domu, który wynajmuje tuż koło kortów, żeby obejrzeć film o Polsce i polskim tenisie. - Jest głównie o mnie - uśmiecha się. - Ale też o Wałęsie, Solidarności, upadku komunizmu. Musiałam go obejrzeć. Jestem dumna, że w pewien sposób reprezentuję Polskę.
Późnym popołudniem Agnieszka w parze z siostrą Ulą (19 l.) grają jeszcze w turnieju deblowym. Przedtem relaksują się, spacerując po ogrodzie.
Wieczorem Isia wreszcie wraca do domu - zmęczona, ale uśmiechnięta. Pomaga jeszcze mamie w gotowaniu kolacji. - Dziś jest polska zupa. Mama specjalnie przywiozła składniki z Polski - wyjaśnia Agnieszka, mieszając w garnku. - Tata szykuje jakieś swoje specjały, więc będzie prawdziwa uczta. To był niesamowity dzień!
Agnieszka za zwycięstwo z Peng dostała czek na 29 250 funtów (155 tysięcy złotych)! Jutro zagra o dwa razy więcej, oczywiście pod czujnym okiem "Super Expressu".