"Super Express": - Byłeś nadzieją polskiego tenisa. Czujesz, że się spełniłeś?
Jerzy Janowicz: - Na pewno. W jakimś procencie spełniam swoje marzenia, nawet bez sukcesu w Paryżu było już dobrze, bo znalazłem się w pierwszej setce rankingu ATP, a zawsze tego chciałem. Ostatni turniej sezonu w Paryżu to dodatkowa niespodzianka, która otwiera mi drzwi do najlepszych turniejów świata.
- Po tym turnieju wszystko się zmieniło?
- Na pewno dużo, ale nie wszystko - ja się nie zmieniłem. Wciąż jestem tą samą osobą, impulsywną, wybuchową, ale czasami też roześmianą. Skończyły się moje kłopoty z brakiem sponsorów, jest dużo lepiej.
- Zostałeś osobą publiczną, szykuje się jerzykomania?
- Nie mnie to oceniać, ja nigdy nie zabiegałem o względy, tylko chciałem jak najlepiej grać w tenisa i wygrywać mecze. Nie zależało mi na wywiadach i popularności. To sukces sprawia, że pojawiają się kamery i kryjący się w krzakach ludzie z aparatami.
- Jak znosisz ingerencję w swoje życie prywatne?
- To nie jest fajne, żaden sportowiec tego nie lubi. Jedni tolerują to więcej, inni mniej. Mnie to, mówiąc szczerze, drażni na dłuższą metę, bo lubię mieć swobodę.
- Jak sobie poradzisz?
- Wiadomo, że wszystko jest dla ludzi, ale co za dużo to niezdrowo. Nie odmówię wywiadu, jeśli ktoś mnie poprosi, ale śledzenie mnie i podpatrywanie z ukrycia, co robię w prywatnym życiu, jest żałosne.
- Opowiedz o twoim "How many times?" (ile razy jeszcze?!), które stało się przebojem.
- Cóż, podczas Australian Open wybuchnąłem, ale nie zrobiłem nikomu krzywdy i nie obraziłem nikogo. Najzwyczajniej podniosłem lekko decybele, więc nie wydaje mi się, żeby był to jakieś karygodne zachowanie. Teraz to już się stało jakimś znakiem rozpoznawczym, podczas meczu Pucharu Davisa po błędach sędziów kibice cytowali moje "How many times?!". To było nawet zabawne.
- Rok temu na pytanie o wybór - sukces w Wielkim Szlemie czy zakochanie bez pamięci, odpowiedziałeś: "Wielki Szlem". Coś się zmieniło?
- Podtrzymuję swoje zdanie, bo jest dobrze. Wygrana w Wielkim Szlemie jest dla mnie najważniejsza. Na wysokim poziomie nie będę grał wiecznie. Tak gdzieś do trzydziestki można utrzymać formę, rzadko komu udaje się to dłużej. Najpierw więc ten Szlem, a potem zakochanie się po uszy.
- Zacząłeś dobrze zarabiać, na co lubisz wydawać pieniądze?
- Nie jestem raczej rozrzutny, co najwyżej jeśli chodzi o gry na PlayStation albo na komputer. Lubię gry akcji i wojenne, najbardziej "strzelanki", a nie cierpię gier sportowych. Lubię mieć w dłoni kałasznikowa.
Janowicz zagra z Federerem?
Już dziś Jerzy Janowicz rozpocznie walkę w turnieju ATP w Rotterdamie (pula nagród 1,57 mln euro). Na początek nasz mający 204 cm wzrostu tenisista zmierzy się w "starciu gigantów" z tylko 5 cm od niego niższym Rumunem Victorem Hanescu (nr 59 ATP). Jeśli wygra, a potem w II rundzie upora się ze zwycięzcą starcia Juliena Benneteau z Michaelem Llodrą, to w III rundzie rywalem Jerzyka będzie prawdopodobnie sam wielki Roger Federer. Szwajcarski wicelider rankingu rozstawiony jest z numerem 1.