- Były w pana karierze wzloty i upadki. Czy teraz przyszedł prawdziwy szczyt?
Łukasz Kubot: - Moja kariera to takie "up and down", zdobyłem w tym czasie olbrzymie doświadczenie. Odkąd rozpocząłem współpracę z utytułowanym trenerem Janem Stocesem, zaryzykowaliśmy, by brać udział tylko w wielkich turniejach. Obraliśmy nową taktykę: agresywne sprinty do siatki, mało gry z głębi kortu. Dzięki Bogu powiodło się i w Paryżu, i w Londynie. Ale liczę, że to nie moje ostatnie pięć minut.
- Czy widzi pan jakieś rezerwy w swojej grze?
- Oczywiście. Nadal brakuje mi trochę ogrania i cwaniactwa. Przykładowo na Wimbledonie w meczu z Feliciano Lopezem: miałem już piłki meczowe, ale potem przegrałem. Nie mogłem spać przez kilka nocy po tej porażce. Z kolei w Stuttgarcie pokazałem, że mogę ugryźć najlepszych. Trzeba pewne rzeczy ustabilizować.
- Na co dzień trudno pana spotkać w Polsce, bo mieszka pan w Pradze. Teraz na pana mecze w Poznaniu walą tłumy...
- Ludzie są głodni sukcesu i to widać. Pierwszy raz zdarzyło się, by kibice na moim meczu stali na schodach i oglądali zawody. Moje plany opierały się na większych turniejach, także w grze deblowej, ale nie mogłem odmówić starym znajomym. Szkoda, że nie ma w Polsce już porządnego turnieju debla, jak niegdyś w Sopocie.
- Dobre występy na kortach Wimbledonu sprawiły, że wybiegł pan myślami w przyszłość do 2012 roku?
- O, tak! Zagrać na tych słynnych obiektach na igrzyskach olimpijskich to byłoby coś. Wierzę, że wraz z trenerami Stocesem i Machytką uda się do tego czasu zbudować formę taką, by tam zaistnieć, a nie tylko statystować. Oby tylko zdrowie pozwoliło na realizowanie tych planów.
- W Poznaniu znów kibicuje panu Wojciech Fibak. To taki pana mentor, wzór do naśladowania?
- Pan Wojtek to prawdziwa ikona naszego tenisa i jestem mu bardzo wdzięczny, że mnie wspiera. Oglądał moje mecze w Paryżu, Londynie. Jego rady są nieocenione, to prawdziwy skarb, bo sam grał na bardzo wysokim poziomie, więc wie, na czym to polega.
- Ile może pan jeszcze osiągnąć?
- Cały czas się uczę, a by dodatkowo się rozwijać, muszę wygrywać wielkie mecze w poważnych turniejach. Porażki z Fallą czy Lopezem to dla mnie nauczka i wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Obaj to gracze leworęczni, więc gra przeciw mańkutom to moja pięta achillesowa.
- Awans do pierwszej "10" rankingu jest realny?
- Mam 29 lat. Taki wiek to dla zawodników z tej części Europy optimum. Już osiągnąłem sporo, a będzie jeszcze lepiej.
Kubot coraz wyżej
Łukasz w najnowszym rankingu jest 60. Przed Wimbledonem był 93., a przed French Open - 141. Najwyżej w rankingu był 41. (w kwietniu 2010) i zapowiada, że to nie był szczyt jego możliwości. Na Wimbledonie Kubot pokonał Gaela Monfilsa, 8. zawodnika światowego rankingu. Wcześniej, podczas French Open ograł Nicolasa Almagro, 11. na liście ATP. Na koncie ma także zwycięstwo nad Andym Roddickiem, byłym liderem rankingu.