Jerzy Janowicz nie miał najlepszego dnia, nie zagrał tak dobrze jak w poprzednim meczu z Davidem Goffinem (6:4, 6:2). Ale w półfinałowym starciu z Samem Querreyem pokazał niesamowite serce do walki. Wyraźnie zmęczony trudami turnieju Polak popełniał dużo błędów. Przegrał pierwszego seta, a w drugim też dał się przełamać i długo nie potrafił odrobić strat. Udało mu się to w ostatniej chwili. Rzutem na taśmę wyrównał, a potem wygrał partię.
W decydującym secie na dodatek odezwała się nieszczęsna lewa stopa, z którą Janowicz miał ostatnio tak dużo problemów (pęknięta trzeszczka i związane z tym stany zapalne). Polak wyraźnie odczuwał bół, korzystał z pomocy fizjoterapeuty. Znów dał się przełamać i wydawało się, że nie ma już szans uniknąć porażki. Ale znów pokazał charakter. Jeszcze raz nagłym zrywem odrobił straty, a wtedy Querrey nagle zupełnie opadł z sił. Amerykanowi odcięło prąd, przestał biegać do piłek, skracał wymiany, waląc z całej siły. I nie trafiał. Janowicz wykończył Querreya i w nagrodę zagra w sobotni wieczór w finale. Jego rywalem będzie bardzo groźny Czech Lukas Rosol (nr 33), który w Winston-Salem rozegrał tylko... 2 pełne mecze. W I rundzie miał wolny los, a dwie kolejne przeszedł dzięki kreczowi i walkowerowi rywali. Czy umęczony Polak zdoła mu się postawić?
Finał w sobotę o godz. 18.30.