"Super Express": - Córka wioślarza i olimpijczyka była skazana na sport?
Tomasz Świątek: - Skazana? Na pewno nie. Nigdy nie wywierałem presji, nie było tak, że sport to jedyna droga i jak się nie uda to koniec świata. Po prostu zawsze wyznawałem zasadę, że uprawianie sportu nie musi przeszkadzać w życiu, a może za to bardzo pomagać. Chciałem, żeby Iga i jej starsza siostra Agata coś trenowały, najlepiej indywidualną dyscyplinę, tak żeby same odpowiadały za sukcesy oraz porażki i uczyły się sobie z nimi radzić. Najpierw próbowaliśmy z pływaniem, ale przez problemy zdrowotne Agaty musieliśmy zrezygnować. Potem padło na tenis. Zaczęła Agata, a potem Iga starała się ambitnie ją naśladować.
- Jaką osobą jest Iga? Ona sama mówi o sobie, że jest strasznie uparta i zawzięta...
- To prawda i doskonale widać to na korcie. Iga i Agata mają zupełnie inne charaktery. Agata jest spokojna, może nawet za bardzo. Iga za to zawsze była uparta i lubiła sama o wszystkim decydować.
- Były momenty kryzysowe, gdy mała Iga chciała ten cały tenis rzucić?
- Oczywiście, że były chwile słabości. Iga miała momenty załamania, gdy na przykład nie potrafiła nauczyć się jakiegoś uderzenia i pojawiały się myśli: "po co ja to robię, to wszystko bez sensu". Namówienie małego dziecka do regularnego i sumiennego treningu jest dosyć trudne. Jak się samo nie zmotywuje, to próby zmuszania go do tego są moim zdaniem bezcelowe. Słyszałem o różnych przypadkach rodziców przymuszających swoje dzieci do treningu siłą, ale efekty tego są zawsze fatalne. A Iga jest taką osobą, której nie trzeba i nie ma sensu do niczego namawiać. Ona wie czego chce i trzeba jej jedynie pomóc w sprawach organizacyjnych.
- Dziadek sióstr Radwańskich sprzedawał wartościowe obrazy, żeby wnuczki miały pieniądze na tenis. Rodzice Janowicza pozbywali się sklepów...
- A ja takich barwnych historii opowiadać nie będę. Ale też było ciężko i musiałem - brzydko mówiąc - uprawiać tzw. "rzeźbę". Przyszedł moment, gdy z własnych środków finansowych już nam nie starczało. Wiadomo jak duże są to koszty - podróże, treningi, ceny zagranicznych hoteli... A w tenisie juniorskim dzieciaki jeżdżą na turnieje i grają - jak ja to nazywam - o plastikowy puchar. Trzeba w to wszystko zainwestować, ale nie ma, nawet w przypadku sukcesów, żadnej gratyfikacji finansowej. Na szczęście teraz już jest współpraca z Warsaw Sports Group i nie muszę przed każdym turniejem martwić się o pieniądze.
- Iga w szkole radzi sobie nie gorzej niż na korcie. Ostatnio powiedziała, że rodzice wychowali ją w przekonaniu, że edukacja jest najważniejsza i że gdyby źle się uczyła, to pewnie nie grałaby w tenisa. Chce skończyć studia.
- Prawda jest banalna: sportowa kariera trwa krótko. Po 30-ce nagle człowiek staje się sportowym emerytem. Do tego zawsze może nas spotkać jakaś kontuzja. Iga była tego doskonałym przykładem, gdy w poprzednim sezonie przez pół roku była wyłączona z gry przez poważny uraz stawu skokowego. Taka kariera nagle może się skończyć i co wtedy? Wykształcenie jest potrzebne. Takie jest moje zdanie i obie moje córki się tego trzymają.