Małgorzata Dydek odeszła 5 lat temu. Dziś rocznica śmierci wspaniałej koszykarki

2016-05-27 10:30

Była wielką koszykarką i wspaniałym człowiekiem. Dziś mija piąta rocznica śmierci Małgorzaty Dydek. Odeszła 27 maja 2011 roku w australijskim Brisbane. Najwyższa koszykarka na świecie (213 cm) miała 37 lat. Przyczyną śmierci był atak serca. Osierociła dwóch synów.

Śmierć Małgorzaty Dydek była dla wszystkich ogromnym szokiem. Najsłynniejsza polska koszykarka 19 maja 2011 roku nagle straciła przytomność w swoim domu w australijskim Brisbane. Od lat cierpiała na arytmię serca. Doszło do zatrzymania krążenia i chociaż szybko przetransportowano ją do szpitala, nie udało jej się uratować. Nie odzyskała przytomności i zmarła ponad tydzień później. W Australii mieszkała z mężem i dwójką dzieci. Spodziewała się trzeciego potomka. Była w czwartym miesiącu ciąży.
W Polsce nazywano ją Ptysiem, za granicą była znana jako Margo. Wraz z reprezentacją Polski wygrała mistrzostwa Europy (1999), w tym samym roku została wybrana najlepszą koszykarką na Starym Kontynencie. Odnosiła sukcesy w amerykańskiej WNBA oraz ligach w Rosji, Hiszpanii czy we Francji. Z Lotosem Gdynia walczyła z powodzeniem w Eurolidze.
Przeprowadzanie wywiadów z nią było zawsze ogromną przyjemnością. Dla ludzi, którzy jej nie poznali, Margo była po prostu ogromną, nienaturalnie wysoką, tyczkowatą koszykarką. Tych, którym choć trochę udało się ją poznać, szybko zaskakiwała niezwykłą inteligencją, ciepłem i wielkim poczuciem humoru. Ciekawie i dowcipnie potrafiła opowiadać o treningach w lidze WNBA, srogiej zimie w rosyjskim Jekaterynburgu, przyjaźni ze słynnym Karlem Malone, czy niezwykłych spotkaniach ze zwierzętami w czasie podróży po Australii.
Mimo imponującego wzrostu nie lubiła "pakować" piłki z góry do kosza (robiła to tylko - i to też rzadko - w czasie treningów). - Bo to trochę tak, jakbym upokarzała rywalki - tłumaczyła.
Taka właśnie była Margo - łagodna, ciepła, niezwykle przyjazna. "Gigant z miękkim sercem" - mówiły o niej koleżanki z koszykarskiego parkietu. "Do tego niesamowicie wesoła, nikt nie opowiadał takich dowcipów jak Margo, nie da się jej nie lubić" - opisywali ją inni.
Kiedy grała w Gdyni po każdym meczu Lotosu siadała na ławce i brała na kolana lgnące do niej małe dzieci, najmłodszych kibiców zespołu. Zawsze bardzo je lubiła, miała z nimi znakomity kontakt i nie ukrywała, że marzy o tym, żeby zostać matką. Udało jej się to, urodziła dwóch chłopców. Szkoda, że tak strasznie krótko mogła się cieszyć darem macierzyństwa...

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze