Wszystko zaczęło się 4 minuty przed końcem, gdy kosz gospodarzy atakował gwiazdor Rockets James Harden i został sfaulowany przez Brandona Ingrama. Ten drugi, sfrustrowany tym, że rywal mimo wszystko zdobył punkty, po chwili popchnął go jeszcze mocno. Harden zareagował spokojnie, ale wokół zaczęło się robić gorąco, bo inni koszykarze nie byli równie opanowani co on.
Najwięcej złej krwi wybuchło pomiędzy rozgrywającymi obu zespołów. Doświadczeni Chris Paul (Rockets) i Rajon Rondo (Lakers) mieli sobie coś więcej do powiedzenia, a skończyło się tym, że Paul wpakował palec w twarz rywala. Ten odpowiedział mniej delikatnie: regularnym lewym sierpowym na szczękę przeciwnika!!! Wtedy rozpętało się piekło, bo do walki włączył się jeszcze Ingram wyprowadzając cios w stronę Paula, na parkiet wkroczyli ochroniarze. Jednym z rozjemców był sam... LeBron James z Lakers, który fachowo odciągnął swojego przyjaciela Chrisa Paula od centrum wydarzeń, żeby nie narobił większych głupot...
Paul, Ingram i Rondo zostali oczywiście wyrzuceni z boiska, ale to nie koniec, bo posypią się z pewnością poważne kary dyscyplinarne. Prawdopodobnie największą – zapewne dłuższe zawieszenie i grzywnę – dostanie Rondo, który zachował się jak bokser, a nie koszykarz. Miał też sprowokować całe zamieszanie, rozpoczynając od... splunięcia w twarz Paula.