Arkadiusz Malarz: Ta kobieta umarła mi na rękach [ZDJĘCIA i WYWIAD]

2018-04-17 16:14

Arkadiusz Malarz (37 l.) minionej nocy nie zapomni do końca życia. Wracając z meczu z Zagłębiem Lubin był pierwszy na miejscu strasznego wypadku, do którego doszło w Lesznowoli. - To był makabryczny widok. Ciała były porozrzucane po jezdni w odległości 10-15 metrów od siebie - opowiada nam kapitan mistrzów Polski.

"Super Express": - Jak to wszystko wyglądało? Dojeżdżasz do Lesznowoli i…
Arkadiusz Malarz: - Było po godznie 23. Przede mną swoim samochodem jechała Daria (Kabała-Malarz, dziennikarka Canal+, żona piłkarza) z naszymi chłopcami. Była swoim samochodem, bo pracowała przy meczu, a potem odebrała chłopców od mojego brata Mariusza, który był z nimi na trybunach. Ten wypadek musiał być minutę, może półtorej przed tym zanim dojechaliśmy do feralnego skrzyżowania. Wszędzie walały się części samochodowe, było pełno krwi, przewrócone auto. Kazałem Darii jechać do domu, bo bałem się, że chłopcy się obudzą i będą świadkami tej masakry, a sam pobiegłem ratować ludzi. W tym czasie z naprzeciwka nadjechał jakiś pan i razem zaczęliśmy działać. Najbliżej mieliśmy do człowieka, który leżał i strasznie charczał. Górna cześć ubrania owinęła mu się na głowie. Nie mógł oddychać. Położyliśmy go na boku żeby nie udusił się krwią i rozcięliśmy ciuchy. Zaczął normalnie łapać powietrze.

- Oprócz ciebie i kierowcy, który nadjechał z przeciwka, nikogo nie było na miejscu tej tragedii?
- Z okolicznych domów zaczęli wychodzić ludzie. Krzyknęliśmy żeby dzwonili po karetki. Ratownicy zjawili się błyskawicznie. Kiedy podbiegłem do leżącej na jezdni dziewczyny, już było pogotowie. Zawołałem ratownika, bo wydawało mi się, że wyczuwam u tej pani puls. Lekarz zbadał ją i powiedział mi, że ona już niestety nie żyje. Druga z pań leżała w rowie. Obok niej siedział mężczyzna. Chyba był najmniej poszkodowany, ale nie miał kontaktu z otoczeniem. Siedział i tylko patrzył na tą panią. Ona też już nie żyła. Inny człowiek, cały zakrwawiony, bez koszulki, biegał po jezdni. Zapytałem, czy to on kierował? Krzyczał, że nic nie wie. Pytał gdzie jest i co się stało?! Makabra!

- Może to był kierowca TIR-a, który uderzył w osobówkę?
- Nie, kierowca TIR-a stał obok. Też był w szoku, kiedy do niego podszedłem, płakał i mówił, że tamten samochód wyjechał tak nagle, że nie mógł nic zrobić. Dwie karetki, dwa zastępy straży, mnóstwo policji. I krew, wszędzie pełno krwi… W takich sytuacjach człowiek jest bezradny, chce coś zrobić, pomóc… Potem policjanci odsunęli nas na bok, żeby zabezpieczyć miejsce wypadku.

- Długo to wszystko trwało?
- Dobre pół godziny. Cały czas mam wrażenie, że… wyczuwam puls tej kobiety. Straszne przeżycie…

- Niejeden na twoim miejscu zamiast się zatrzymać, by jak najszybciej odjechał.
- W takich sytuacjach działa instynkt. Trzeba zrobić wszystko, żeby uratować poszkodowanych. Inna sprawa, że władze gminy wreszcie powinny coś zrobić z tym skrzyżowaniem. Co weekend kiedy wjeżdżam na mecz lub z niego wracam widzę tam ślady jakichś stłuczek.

ZOBACZ: Arkadiusz Malarz o śmierci ukochanej mamy: Powiedziała mi...

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze