Adam Kszczot: Medalista mistrzostw Europy pomaga rodzicom na roli

2010-08-09 17:00

W szkole biegał w pożyczonych, za ciasnych butach, a po treningach pomagał rodzicom na roli. Dziś ma indywidualny kontrakt sponsorski i brązowe medale ME w Barcelonie oraz halowych MŚ w Katarze, w biegu na 800 metrów. Mimo to Adam Kszczot (21 l.) ciągle jest tym samym Adasiem z Konstantynowa, skromnym chłopakiem z małej wsi spod Opoczna.

Historia Adama jest jak bajka o Kopciuszku, jak opowieść o tym, że nawet najbardziej nieprawdopodobne marzenia, dzięki ciężkiej pracy, mogą się spełnić.

- Kiedy poszedł do szkoły, to był taki drobniutki, że mówiliśmy o nim "mały bida" - śmieje się mama lekkoatlety Anna (53 l.), była nauczycielka matematyki w gimnazjum w Mniszkowie. Tym samym, w którym talent Kszczota został odkryty i oszlifowany.

- Sukcesy, medale to cieszy, ale najbardziej mnie raduje, że Adaś nie zapomniał, skąd pochodzi, pozostał taki, jakim był, gdy żył tu z nami w Konstantynowie - mówi o synu dumny tata, pan Stanisław (57 l.), który całe życie ciężko pracował na roli.

Zajęć w polu nie unikał też "mały bida". Po treningach i lekcjach pomagał ojcu.

Kszczotowie to sympatyczna, żyjąca skromnie rodzina. Trudna, twarda rzeczywistość ukształtowała charakter Adama.

- Sodówka mi nie grozi. Twardo stąpam po ziemi. Mam do siebie spory dystans. Zresztą, gdyby mi odbiło, to tata ma taki pięciokilowy młoteczek i szybko może mnie z jego pomocą naprowadzić na właściwe tory - żartuje brązowy medalista ME.

Przygoda Kszczota z bieganiem rozpoczęła się w piątej klasie podstawówki. Wygrał "Lekkoatletyczne Czwartki", pokonując rówieśników z powiatu opoczyńskiego. Do dziś właśnie ten pierwszy krążek ma dla niego szczególne, sentymentalne znaczenie. Ten sukces zwrócił uwagę trenera Rafała Marszałka (39 l.) z gimnazjum w Mniszkowie.

- Już na pierwszym treningu zauważyłem, że ma wytrzymałość i elastyczność biegu. Poza tym to spokojny, chętny do pracy i mądry chłopak, który umiał połączyć codzienne treningi z nauką - chwali byłego podopiecznego pierwszy opiekun.

- Adaś do matury miał świadectwo z czerwonym paskiem - dodaje mama.

Potem Kszczot trafił pod opiekę trenera Stanisława Jaszczaka w RKS Łódź i do liceum o profilu lekkoatletycznym.

- Po pierwszym semestrze chciałem wracać do domu. W dużym mieście, jakim jest Łódź, tempo życia było za szybkie, nie mogłem się w tym zgiełku odnaleźć. Tęskniłem do Konstantynowa - wspomina. - Dopiero mama przekonała mnie, żebym został.

- To był drugi kryzys syna. Pierwszy nastąpił w trzeciej klasie gimnazjum. Adaś zbuntował się, że na treningach tylko biega, gdy koledzy grają w piłkę i siatkówkę. Udało się jednak nad tym zapanować - opowiada z uśmiechem pani Anna.

Osiągając kolejne zwycięstwa, nie zapomniał o nauce. Jest studentem Politechniki Łódzkiej (kierunek: zarządzanie inżynierskie). Jego życie obraca się wokół treningów, startów, uczelni i… narzeczonej - Renaty (22 l.). Na nic innego nie ma już czasu.

- Na szczęście Renatka nie uprawia sportu. Dzięki temu, przy niej chociaż na chwilę mogę się oderwać od lekkoatletyki - zdradza Adam.

Najnowsze