"Super Express": - Wierzyłeś, że pojedziesz na EURO, kiedy początkowo znalazłeś się tylko na liście rezerwowej?
Grzegorz Sandomierski: - Pogodziłem się z tym, że turniej obejrzę w telewizji. Miałem być w gotowości, dostałem specjalną rozpiskę, ale nie zerkałem co chwilę na telefon w oczekiwaniu na sygnał od selekcjonera.
- Aby dołączyć do kadry, musiałeś przerwać wakacje na Teneryfie.
- O tym, że mogę być potrzebny, dowiedziałem się w autobusie wiozącym mnie z lotniska do hotelu na Teneryfie. Nie musiałem od razu wracać, więc trochę posiedziałem na plaży i się wykąpałem w morzu. Jestem szczęśliwy, że musiałem przerwać wakacje.
- Może polecisz w jakieś ciepłe miejsce po EURO?
- Nawet o tym nie myślę. Wolę nie mieć żadnego wolnego i do końca czerwca być na kadrze. A to oznaczałoby bardzo miłe rzeczy dla naszej drużyny (śmiech). Nawet moja dziewczyna nie była specjalnie wkurzona tym, że musimy wcześniej wracać. Ucieszyła się, że zostałem tak wspaniale wyróżniony.
- Sceptycy twierdzą, że w kadrze, podobnie jak na Teneryfie, będziesz tylko turystą...
- A niech sobie mówią, co chcą. Psychicznie jestem przygotowany do gry. Fizycznie jeszcze nie jestem na takim etapie jak reszta zespołu. Zostałem więc w czasie wolnym w Warszawie i trenuję, by wyrównać zaległości. Myślę, że do EURO zdążę.
- W kadrze zagrałeś 3 mecze, w tym z Grecją w 2011 roku.
- Zachowałem w nim czyste konto (śmiech). Mam nadzieję, że 8 czerwca również nie stracimy gola, a z przodu coś wpadnie. Bezwzględnie musimy wygrać z Grekami, wtedy będzie można myśleć o wyjściu z grupy.