Na ostatniej zmianie Norweżek biegła Marit Bjoergen, która miała tu zgarniać złoto za złotem, tymczasem na razie ma jeden tytuł w biegu łączonym i nic więcej.
- Kiedyś były bardzo silne Rosjanki i przestały być, później to samo z Finkami - analizuje Kowalczyk. - Dzisiaj widzieliśmy ciut słabsze smarowanie i klasyk Norweżek. Widać jednak, że nie tylko klasyk, łyżwa też je zawiodła. Coś się stało, Norwegia nie przegrywała do tej pory z Francją. Nie wiadomo, co się stało, sami muszą o tym mówić. Coś tu jest nie tak, może chodzi o wysokość? Ale przecież kiedy byliśmy w Davos, dziewczyny świetnie biegały. Rosjanie od początku jednak przekonywali nas, że w tym powietrzu wisi tutaj coś niesamowitego. Człowiek strasznie szybko się męczy i to jest fakt, że wystarczy podbiec pod taką górkę, której poprzednio człowiek by nawet nie poczuł, a tutaj nagle: bach, odcina tlen, nogi bolą. Coś się dzieje, może Norwegowie nie wyczaili tego mikroklimatu – uważa dwukrotna mistrzyni olimpijska.
MŻ, Soczi