Sylwia Gruchała: To moja ostatnia szansa! Musiałam zaryzykować - WYWIAD

2012-01-02 12:38

Zaryzykowała. Pół roku przed igrzyskami w Londynie Sylwia Gruchała (31 l.) nagle zmieniła wszystko - klub, trenera, miasto. Mimo protestów trójmiejskich szkoleniowców i działaczy wyprowadziła się z Gdańska, w którym spędziła całe życie, do Warszawy. - Czułam, że jeżeli tego nie zrobię, ucieknie mi ostatnia szansa - tłumaczy najlepsza polska florecistka.

"Super Express": - Skąd te nagłe przenosiny do AZS AWF Warszawa?

Sylwia Gruchała: - Na tę decyzję złożyło się wiele czynników, także sprawy prywatne. Sport jest ważny, ale staram się godzić karierę z życiem osobistym. Akurat teraz układam sobie życie z kimś w Warszawie.

- Kiedyś chciała się pani przenieść do Włoch, do szermierza Luigiego Tarantino, z którym była pani związana. Obecny partner też jest sportowcem?

- Nie. Ale ważne, że nie jest nastawiony do mojej kariery negatywnie. Wspiera mnie. Z tych moich przenosin do Włoch nic nie wyszło. Może w Warszawie będę miała więcej szczęścia (śmiech).

- Po nieudanych mistrzostwach świata skrytykowała pani metody szkoleniowe trenera Longina Szmita, mówiąc, że jest pani przemęczona i fatalnie przygotowana. Teraz trener Szmit stwierdził, że uciekła pani z Gdańska przed reżimem ciężkich treningów...

- Nie zgadzam się, w Warszawie też będę ciężko pracować, ale inaczej. Planuję na przykład częste sparingi z mężczyznami. Ich siła i szybkość będą prawdziwym wyzwaniem. Od dłuższego czasu zgłaszałam w Gdańsku uwagi dotyczące współpracy ze sztabem szkoleniowym. Bezskutecznie domagałam się indywidualnego toku przygotowań. Jednak nie chcę zaogniać konfliktu. Z trenerem Szmitem jedziemy na tym samym wózku, musimy przecież współpracować w kadrze.

- Po tych przenosinach do stolicy wśród kibiców z Gdańska zawrzało. Nie brakowało głosów, że niczym "krawaciara" zdradziła pani Trójmiasto dla Warszawy...

- Zapewniam, że moje serce zostało w Gdańsku i na pewno tam wrócę. Potrzebowałam zmian, dzięki którym w Londynie znów powalczę o medale dla Polski, w tym również dla Gdańska.

- A lubi pani Warszawę? Po przygodzie z "Tańcem z gwiazdami" narzekała pani, że ten cały wielki świat to przerażający syf...

- Tak było, ale teraz żyję z dala od zgiełku, show-biznesu i warszawskiego wyścigu szczurów. Wszystko podporządkowałam sportowi. A Warszawy kiedyś nie lubiłam, ale teraz, kiedy lepiej ją poznałam, zaczyna mi się bardzo podobać.

- Nie boi się pani, że jeśli, odpukać, na igrzyskach powinie się pani noga, wszyscy powiedzą, że to wina pani i tej nagłej przeprowadzki?

- To odważny ruch, duże ryzyko i odpowiedzialność, ale czułam, że muszę tak zrobić. W Gdańsku nie czułam już potrzebnej chemii, brakowało nowych bodźców. Postawiłam wszystko na jedną kartę, bo wiem, że w Londynie stanę pewnie przed ostatnią szansą. Podczas kolejnych igrzysk będę miała 35 lat. Niby mogłabym jeszcze kontynuować karierę, ale jako kobieta marzę o spełnieniu się również w innych życiowych rolach.

Sylwia Gruchała

Ur. 6 listopada 1981 r. w Gdyni

Najlepsza polska florecistka, medalistka olimpijska, odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi (2000) i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2004).

Największe sukcesy:
igrzyska olimpijskie - brąz (2004) i srebro drużynowo (2000)
mistrzostwa świata - srebro (2003), złoto drużynowo (2003, 2007), srebro drużynowo (1999, 2002, 2010), brąz drużynowo (1998, 2004)
mistrzostwa Europy - złoto (2000, 2002, 2005), złoto drużynowo (2002, 2003), brąz drużynowo (2000, 2006)

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze

Materiał sponsorowany