- Ta profesja jest w naszej rodzinie tradycją. Mój dziadek i tata byli strażakami. Ja też uwielbiam ten zawód, zawsze przed wyjazdem na akcję czuję rosnącą adrenalinę. Pomagam ludziom i czuję się potrzebny. Uczestniczyłem w wielu akcjach gaszenia pożaru i to było niesamowite przeżycie - opowiada nam Zbikowski.
Pracuje na 24-godzinnej zmianie, potem ma 48 godzin przerwy. - Najtrudniejsze w zawodzie strażaka jest dla mnie wstawanie w środku nocy i jazda na akcję. Ale ta praca jest dla mnie misją, a nie sposobem zarabiania pieniędzy, bo w sporcie zarobiłem już miliony - mówi.
Kiedy w 2013 roku odchodził z Chicago Bears, oświadczył, że gra nie sprawia mu już przyjemności, przestała być dla niego wyzwaniem. - I nie tęsknię za futbolem - wyjawia nam.
Drugą miłością Toma jest zawsze boks, za którym ciągle tęskni. Stoczył 100 walk w boksie amatorskim, a w 2006 roku zadebiutował na zawodowym ringu, w nowojorskiej Madison Square Garden pokonał Roberta Bella przez techniczny nokaut. Potem stoczył jeszcze trzy walki, wszystkie wygrał (dwie przez t.k.o., jedną - na punkty). - Myślałem o powrocie do boksu. Pomagałem Andrzejowi Fonfarze w Big Bear przygotowywać się do walki z Doudou Ngumbu (w listopadzie 2015) - mówi nam Tom.
Jednak najtrudniejszą walkę przyszło mu stoczyć z samym sobą, aby uwolnić się od uzależnienia od leków i alkoholu. - Wyszedłem z tego dzięki pomocy NFL, rodzinie, ale przede wszystkim dzięki samemu sobie. Teraz jestem wolny - kończy z uśmiechem polski strażak.
Dodaje, że jest wolny także w życiu prywatnym i pyta nas żartem, czy znamy jakąś fajną polską dziewczynę, która chciałaby go poznać.