Priorytetem dla Hancocka jest jednak występ w Grand Prix. W żużlowym środowisku wszyscy pogodzili się już z faktem, że Amerykanina nie da się dogonić w klasyfikacji generalnej.
- Wprawdzie jestem trenerem Hancocka w Falubazie, ale wolałbym oczywiście, by złoto zdobyli Jarek Hampel albo Tomek Gollob - mówi "Super Expressowi" selekcjoner reprezentacji Marek Cieślak (61 l.). - To jednak nierealne. Nawet gdyby Jarek wygrał oba turnieje, Hancockowi do tytułu wystarczy 10 punktów. Jak mu dobrze pójdzie, to będzie mistrzem już w Gorican.
Zdaniem Cieślaka o znakomitej dyspozycji Hancocka w tym sezonie zdecydowało jego wielkie doświadczenie. - Jako jedyny w historii pojechał we wszystkich edycjach Grand Prix, więc to musiało zaprocentować. Poza tym nie miał żadnych problemów ze zmianą tłumików. Nie uważam jednak, by obecnie był najlepszym żużlowcem świata. Po prostu jest systematyczny - podkreśla Cieślak, który nie może się nachwalić Amerykanina.
- Dusza człowiek! Jego po prostu nie da się nie lubić. To taki typowy Amerykanin. Nawet jak go coś boli, to powie, że wszystko jest super. Jest przyjaźnie nastawiony do każdego, ale nie nazwałbym go ciepłą kluchą. Jak mu ktoś nadepnie na odcisk, to szybko odda ze zdwojoną siłą - opowiada Cieślak.
Dzień po zawodach w Gorican Hancocka czeka kolejne wyzwanie - finał Ekstraligi z Unią Leszno. W pierwszym meczu na stadionie rywala Falubaz nie będzie faworytem.
- Jeśli dobrze pójdzie, to najpierw Greg zostanie mistrzem świata, a potem Polski! Przed finałowym dwumeczem jestem optymistą. Nie martwię się o to, że w Lesznie znów będą problemy z torem. Mam nadzieję, że sędziowie dopilnują, by był regulaminowy. Liczę na zwycięstwo - kończy trener Falubazu.