Organizatorem Grand Prix od wielu lat jest angielska firma BSI. To dla niej znakomity biznes, bo za prawo do organizacji poszczególnych zawodów zarabia nawet do 4 milionów złotych. W tym sezonie odbędzie się 12 imprez GP, więc BSI po raz kolejny zgarnie fortunę.
Szef Grand Prix Tony Olsson nie przewidział jednak wysokich nagród dla najważniejszych postaci mistrzostw świata - żużlowców. Zwycięstwo jest warte 33 tysiące złotych, a każde niższe miejsce zdecydowanie mniej. I tu pojawia się problem. Po ubiegłorocznych zmianach sprzętowych (nowe tłumiki) znacznie wzrosły koszty przygotowania żużlowców do każdych zawodów. Ci najlepsi, w tym Tomasz Gollob (41 l.) i Jarosław Hampel (30 l.), każdorazowo wykładają około 100 tysięcy złotych!
- Dobrze, że mam sponsorów, którzy przejęli ciężar finansowania, bo nagrody w cyklu Grand Prix to porażka. Utrzymanie się z nich jest niemożliwe. Nie pyta się nas o zdanie, tylko wymaga się dobrej jazdy i wyniku - narzeka Tomasz Gollob, a Jarosław Hampel dodaje: - Suma nagród za występy w Grand Prix powinna zostać co najmniej podwojona!
Wygląda jednak na to, że szefowie BSI pozostaną głusi na żądania żużlowców. Wiedzą, że ci najlepsi i tak wystąpią w Grand Prix, bo marzą o mistrzostwie świata. Nawet kosztem wielkich strat finansowych. Jednak ci słabsi i mniej zarabiający, jak Piotr Protasiewicz, wybierają starty tylko w klubach, które płacą dużo więcej.
- Wybierają ligę, tam zarabiają na życie. Bo w Grand Prix dostają jakieś ogryzki, dokładają do interesu. Trzeba przewieźć ekipę, nakarmić ją, zapłacić mechanikom i kupić sprzęt. Skąd na to brać pieniądze? - pyta były wicemistrz świata i ekspert żużlowy Zenon Plech.
Premie dla zawodników w Grand Prix
1. miejsce - 33 000 zł
2. miejsce - 24 600 zł
3. miejsce - 20 700 zł
4. miejsce - 18 000 zł
5. miejsce - 15 750 zł
6. miejsce - 15 300 zł