„Super Express”: - Czujesz bardziej radość z liderowania, czy niedosyt z trzeciego miejsca?
Patryk Dudek: - Sportowo jestem zadowolony i spełniony. Ile punktów zdobyłem w sumie?
- Szesnaście.
- No, jest nieźle. Ale niedosyt też we mnie siedzi, bo chciałoby się wygrać. Nie wiadomo, jak mam się cieszyć. W Grand Prix trzeba pamiętać, że po jednych zawodach nie zostaje się mistrzem świata, a po dziesięciu.
- Jaki błąd popełniłeś w finale?
- Troszkę za wysoko uniosło mi przednie koło po starcie. Jechałem na jednym kole. Przy takie stawce zawodników trudno było mi ich „założyć”. Zaskoczyły mnie przede wszystkim te koleiny w półfinale i finale.
- Jak się czujesz po upadku w 14. biegu?
- W sumie fajnie, że nic się z motocyklem nie stało. A jeśli chodzi o mnie, to wyskakując z motoru liczyłem, że upadnę miękko i wszystko będzie super. Ale po otwarciu oczu czułem to samo co w półtora tygodnia temu w Zielonej Górze. Straszny ból, ale co ciekawe nie kości ogonowej. Boli mnie lewe biodro, mam je mocno zbite. Start i wejście w pierwszy łuk są dla mnie bardzo ważne, a ja nie czułem komfortu na motocyklu. Kolejne dni na pewno będą dla mnie ciężkie. Ale bez przesady, żużel to nie szachy.
- Moment, w którym wyprzedziłeś Bartka Zmarzlika w 9. gonitwie był najfajniejszy w całych zawodach?
Z Bartkiem jeździmy razem w sezonie ze 30 razy. Czy ja to zrobiłem dzisiaj, czy on to zrobi jutro, nie ma znaczenia. Najważniejsze, że jechałem w finale, a wcześniej z Bartkiem zrobiliśmy fajny bieg. Dużo było w ogóle takich wyścigów. O to chodziło, żeby zrobić show na Narodowym. Mam nadzieję, że Grand Prix w przyszłości nadal będzie zaczynało się w Warszawie.
- Z powodu liderowania w klasyfikacji generalnej czujesz większą presję?
- Mamy jeszcze 9 rund przed sobą, sezon tak naprawdę dopiero się zaczął. Trzeba wystąpić we wszystkich rundach i jeździć tak, żeby omijały kontuzje. Ciężko coś powiedzieć po GP w Warszawie. Jestem trzeci, ale w sumie pierwszy, ciężko to w ogóle wytłumaczyć. Jedziemy dalej.