- To złoto w Gorzowie to chyba mój największy sukces w karierze. Zwłaszcza że miałem do tej pory słaby ten sezon - mówi "Super Expressowi" Kołodziej.
- Ale chyba już jesteś zadowolony z formy?
- Nie do końca, muszę się jeszcze poprawiać. Przed jednym z biegów, który wygrałem, trener chciał, żebym przesiadł się na motocykl Jarka Hampela. Argumentował, że chyba nie czuję swojej maszyny. Odparłem, że musi mi zaufać, bo przecież w tamtym roku potrafiłem jeździć znakomicie. W tym sezonie jest gorzej, trudniej mi dopasować sprzęt. Na szczęście od kiedy wygrałem ten bieg w Gorzowie, urosły mi skrzydła i wszystko zaczęło się lepiej układać.
- Przez ostatnie miesiące byłeś najbardziej krytykowanym polskim żużlowcem...
- Rzeczywiście wiele osób zaczęło wątpić we mnie, zastanawiano się, po co ja w ogóle jestem potrzebny w kadrze. Ludzie zamiast pomóc, jeszcze wbiją ci szpilę i dolewają oliwy do ognia. Zabolało mnie to, bo staram się najlepiej jak umiem, tylko w tym sezonie czasem punktów brakowało. W końcu w finale był strzał ze startu i pojechałem. Super!
- Wiesz już, co było powodem tej gwałtownej obniżki formy?
- Ileż ja nocy nie przespałem, myśląc, co się ze mną dzieje?! Teraz już śpię normalnie, bo forma trochę lepsza. Bardzo dużo trenuję, robimy burzę mózgów, myślimy, dlaczego jest jak jest. W tamtym roku robiłem dokładnie to samo i działało, teraz się zacięło. To strasznie dołujące uczucie, kiedy zasuwasz, pracujesz, a z treningu na trening jest coraz gorzej.
- Jak zamierzasz uczcić złoto DPŚ?
- Już uczciłem, słuchając dobrej muzyki. Dostałem w dniu zawodów fajną płytę zespołu Red Hot Chili Peppers i od tamtej pory cały czas jej słucham. Fajne gitarki, bębny i basy. Uwielbiam taką muzykę! Teraz już na zawsze złoto z Gorzowa będzie mi się kojarzyć z tym zespołem.