Piłkarz Torino ma niemieckie pochodzenie, jego pradziadek nazywał się Paweł Glück. "Glück" po niemiecku oznacza "szczęście", ale w pierwszych latach życia reprezentanta Polski szczęścia było jak na lekarstwo. Gdy miał 1,5 roku, zachorował na sepsę i zapalenie opon mózgowych. W biografii pod tytułem "Liczy się charakter", która ukaże się 2 czerwca, jest dramatyczny opis tamtej sytuacji.
"Boże, nie odbieraj mi dziecka!" - krzyczał zdesperowany Jacek, ojciec Kamila. Babcia Krystyna pobiegła do kościoła przy Katowickiej i błagała Boga o życie wnuka... Gdy wcześniej przyjechał z mamą do babci, był cały siny. Usta, twarz. I te dziwne plamy. Nie dał się nawet z wózka wyciągnąć... W szpitalu lekarz kazał rozebrać chłopca. Wybroczyny pokrywały całe ciało. Doktor pokręcił głową. Nie wierzył, że maluch jest w stanie jeszcze ustać na nogach. W tym samym czasie sześcioro dzieci w okolicy zmarło na sepsę".
"Kazali nam czekać na wyniki do 23. Kiedy przyszły, okazało się, że to cała litania. Wszystko było zajęte! - opowiada z przejęciem babcia piłkarza. - Kamil płakał, a zrozpaczony Jacek krzyczał. Ile ja wtedy wylałam łez... Potem dowiedziałam się od pielęgniarki, że dwa razy robili mu punkcję kręgosłupa. To był cud, cud od Boga, że z tego wtedy wyszedł" .
"11 dni spędził w szpitalu dziecięcym - dodaje Grażyna, mama Kamila. - Potem, pamiętam, jak ordynator mówił, że tylko jeden procent dzieci na świecie wychodzi z tego tak szybko jak Kamil".
Chorobę udało się pokonać, ale kłopoty się nie skończyły. Ojciec piłkarza, Jacek, przegrywał walkę z nałogiem.
Mama Kamila: "Często nie było łatwo, bo mąż nadużywał alkoholu. W trakcie kłótni Kamil zawsze stawał po mojej stronie. Raz doszło do takiej awantury, że wziął piłkarskiego buta i cisnął nim w ojca. But poleciał w okno i rozbił szybę. Kiedy potem był w Hiszpanii, nawet się cieszyłam, że go nie ma w domu, bo między nim a mężem dochodziło do spięć".
Sam piłkarz dodaje: "Tata zmarł, kiedy miałem 21 lat. Odkąd skończyłem 16 czy 17, praktycznie byłem poza domem. Gdy ojciec był z nami, bywało różnie i zdarzały się ekscesy. Ale potem, na drugi dzień wszystko wracało do normy". "Kamil szuka też pozytywów. Bo, jak mówi rodzina, to był dobry człowiek, tylko ta wódka..." Śmierć taty nie była jedynym ciosem. Osiem miesięcy później zmarł brat ojca, Darek, chrzestny Kamila.
"Wracał z Niemiec pociągiem - wspomina jego mama, Krystyna Glik. - We Wrocławiu ponoć dosiadł się do ich przedziału jakiś nieznajomy i częstował wódką. Nie wiadomo, co to było. Darka reanimowali potem na dworcu w Katowicach, niestety bez skutku. Drugi mężczyzna z przedziału był nieprzytomny, ale go wyratowali. Jak wcześniej zmarł Jacek, to Darek żartował, że dla niego na cmentarzu nie będzie już miejsca. Teraz jeden leży po jednej, a drugi po przeciwnej stronie" .
Jak widać, charakter Glika hartował się w niełatwych warunkach, więc tym bardziej należy mu się szacunek za to, jak daleko zaszedł. Dziś jest idolem nie tylko w Polsce, ale także we Włoszech, gdzie jest pierwszym cudzoziemskim kapitanem Torino od kilkudziesięciu lat. Jak to możliwe, że się udało? To proste: Liczy się charakter.