Tegoroczne finały NBA były wyjątkowe z kilku względów. Przede wszystkim dlatego, że nigdy wcześniej w historii tytułu nie zdobyła drużyna, która przegrywała 1:3. Cavaliers odwrócili więc całkowicie losy tej serii i w ostatnim meczu ograli Warriors na ich terenie, co było wielkim szokiem dla Stephena Curry'ego i spółki. Ostatni mecz finałów był jednak niezwykle emocjonujący i zacięty praktycznie do samego końca, a zwycięstwo 93:89 oznaczało pierwsze w mistrzostwo dla Cleveland w 45-letniej historii klubu.
Bohaterem serii został nie kto inny, jak LeBron James, którego wybrano na MVP finałów. W decydującym starciu rzucił 27 punktów, zanotował też 11 asyst i tyle samo zbiórek. Dla niego to trzecie mistrzostwo ligi, ale dopiero pierwsze zdobyte w klubie z rodzinnych stron. Wcześniej wraz z Cleveland dwukrotnie grał w finałach (2007 i 2015 rok), ale w obu tych przypadkach nie udało się zdobyć pierścienia.
Po zakończeniu siódmego meczu finałów James padł na parkiet i płakał jak dziecko - Dwa lata temu wyznaczyłem sobie i drużynie jasny cel - zdobyć mistrzostwo. Dałem z siebie wszystko. Cały czas byłem pozytywnie nastawiony. Cleveland, to jest dla ciebie! - powiedział bohater Cavaliers. Warriors z kolei stracili okazję na drugi z rzędu triumf w NBA.