To dobra nauka na przyszłość dla nieodpowiedzialnego arbitra. Gdy w kole pojawia się mistrz świata, nigdy nie powinno się odwracać plecami do rzutni. Bo będąc ustawionym nawet 80 metrów od zawodnika, można czasem znaleźć się w zasięgu młota. Tym bardziej, że Fajdek w Madrycie zaprezentował znakomitą dyspozycję. Dwukrotnie podczas mityngu przekroczył granicę osiemdziesięciu metrów. Najpierw w trzeciej próbie, potem w szóstej.
Właśnie po ostatniej niemal doszło do tragedii. Młot pofrunął bowiem aż na odległość 80 metrów i 82 centymetrów - półtora metra dalej niż drugiego na finiszu zawodów Białorusina Pawieła Barejszy (79,23m) - i spadł tuż obok nóg zapracowanego sędziego. Ten wydawał się zupełnie zaskoczony, podobnie jak fani zgromadzeni na trybunach.
Nic dziwnego. Dawno nie widzieliśmy już bowiem takiej nieodpowiedzialności. Co on, życie mu niemiłe?