Gwizdek 24.pl: - Bardzo się pan zdenerwował widząc co nasi piłkarze wyprawiają w meczu z Węgrami (19:27)?
Mariusz Jurasik: - Było mi przykro i żal, że choć stawką jest awans do ćwierćfinału, to rozgrywamy najsłabsze zawody na tych mistrzostwach. Szwankowała obrona, nic nie wychodziło w ataku. Sławek Szmal i Marcin Wichary bez wsparcia kolegów z pola nie mieli szans, by w pojedynkę powstrzymać Węgrów. I to jest najbardziej smutne.
Ale Madziarzy, poza szczelną obroną, też niczym wielkim nie zaimponowali, a rozjechali naszych jak walec...
Grali swoje. Postawili wysoko obronę, a w ataku cierpliwie i długo rozgrywali akcje. Wyeliminowali naszą drugą linię. I to wystarczyło.
W polskiej ekipie kompletnie nie funkcjonowały skrzydła. Dlaczego?
Gdy przez 60 minut skrzydłowi otrzymują trzy dobre podania, to nie mogą nam wygrać meczu. Z lewej strony gdy miał piłkę, to strzelał Adaś Wiśniewski, ale z prawej i Robert Orzechowski i Michał Bartczak mieli puste przebiegi. Pobiegali sobie od bramki do bramki nawet nie dotykając piłki. Jest to tym bardziej dziwne, że Węgrzy stosowali wysoką obronę 3-2-1 i przez to w środku było za ciasno żeby coś zrobić. Wtedy należało zagrać szeroko, rozrzucić piłkę na zewnątrz. A tego nie było. Nie wiem dlaczego? Może taka była taktyka trenera, a może nasi sami szukali takich a nie innych rozwiązań akcji.
Przegrać można z każdym, ale to wstyd polec bez walki. A od 40 minuty Polacy sprawiali wrażenie pogodzonych z porażką. Aż trudno w to uwierzyć, bo przecież przez lata uznawani byliście za twardzieli, którzy nigdy się nie poddają.
Może nie od 40 minuty, ale rzeczywiście w ostatnich dziesięciu chłopcy jakby przestali walczyć. Wyglądali tak, jakby chcieli tylko dograć ten mecz i nie dać plamy. Zabrakło tej gonitwy, jaką obserwowaliśmy przeciwko Słowenii i Serbii. Grali chodzonego. Można przegrać i 20 bramkami, ale po walce i wtedy nikt nie ma do ciebie pretensji. Tu tego w końcówce nie było. Węgrzy sprawiali wrażenie jakby byli dwa razy szybsi. Polacy wyglądali, jakby nie mieli sił na całe 60 minut. Może został popełniony jakiś błąd w przygotowaniach? Ale to czyste spekulacje. Nie było mnie wewnątrz drużyny i nie wiem. O to trzeba by już pytać chłopaków.
Wrażenie mocno zagubionego sprawiał też w drugiej połowie Michael Biegler. Nie brał czasu, nie dokonywał zmian, nie próbował natchnąć naszych do walki. W niczym nie przypominał Bogdana Wenty z czasów jego największych sukcesów w kadrze. Poprzedni szkoleniowiec bez względu na wynik był jak wulkan, a Niemiec ze spokojem obserwował jak zbieramy baty...
Wie pan, co widziałam na twarzy trenera i chłopaków w końcówce? Niemoc. I piłkarze i szkoleniowiec sprawiali wrażenie, jakby mieli świadomość, że cokolwiek by nie zrobili, to i tak już nie odwrócą losów meczu. Biegler w 40 minucie wziął czas i nakreślił chłopakom, że mają grać szeroko, rozrzucać piłki, a oni tego nie robili. Może wtedy zrozumiał, że nie ma sensu się pienić i na nich krzyczeć, bo to i tak już niczego to nie zmieni? Szkoda, bo Węgrzy na pewno byli do ogrania. To solidny europejski średniak, a nie żadna potęga. Żal mi chłopaków, bo w przygotowania i ten mundial włożyli wiele serca i sił i wszystko runęło w najważniejszym momencie.
Mariusz Jurasik po meczu Polska - Węgry dla Gwizdek24.pl: Biegler BAŁ SIĘ zaryzykować
- Nie wiem, po co Michael Biegler powołał na mistrzostwa świata w Hiszpanii tak wielu młodych zawodników, skoro nie dawał im szans gry. Nie wiem, czy zauważył, że są słabi, czy też może bał się zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, by odwrócić losy meczu - krytycznie ocenia postawę polskiej drużyny w ostatnim meczu na mundialu wicemistrz świata z 2007 roku i były najlepszy prawoskrzydłowy globu Mariusz Jurasik.