Starcie z Italią było jednocześnie testem dla kadry i hali przed styczniowymi mistrzostwami świata, które zostaną rozegrane w Polsce i Szwecji. W kolejnym meczu eliminacyjnym biało-czerwoni zagrają w niedzielę na wyjeździe z Łotwą. Miesiąc wcześniej (11 września) w katowickiej hali polscy siatkarze przegrali z Włochami finał mistrzostw świata 1:3. W tamtym spotkaniu to ekipa Italii była wyraźnie lepsza. W czwartek sytuacja się zmieniła.
Pierwsza połowa była bardzo wyrównana. Gospodarze prowadzili jedną, dwoma bramkami, ale za każdym razem szybcy, agresywni w obronie Włosi odrabiali straty. W ostatniej minucie przy stanie 9:9 trener gości Riccardo Trillini wycofał bramkarza i jego drużyna zaatakowała w siódemkę. Skończyło się faulem ofensywnym, biało-czerwoni zdążyli jeszcze wyprowadzić akcję, zakończoną celnym rzutem z daleka Arkadiusza Moryto. Ten sam zawodnik trafił dwa razy do pustej bramki rywali, kiedy grali w osłabieniu i Polacy prowadzili 14:11. Od tego momentu drużyna trenera Patryka Rombla wyraźnie się rozpędziła. Polacy częściej potrafili znaleźć receptę na obronę przeciwników, którzy dodatkowo „łapali” karne minuty. Swój wkład w korzystny wynik miał też bramkarz Adam Morawski. W 40. minucie Szymon Sićko rzutem przez całe boisko do pustej bramki wyprowadził biało-czerwonych na prowadzenie 24:16 i dopiero wtedy nieco uspokoił się przeżywający spotkanie przy linii bocznej polski selekcjoner.
Pogoń Włochów w końcówce okazała się nieskuteczna, komplet punktów zodbyli gospodarze. Awans do turnieju finałowego wywalczą dwie najlepsze drużyny z każdej grupy oraz cztery z ośmiu, które zajmą trzecie miejsca. Gospodarzem finałów ME będą Niemcy.