Aleksander Wielki

2009-02-23 8:00

- Gdybym nie mogła trenować pod jego okiem, nie widziałabym sensu dalszego uprawiania biegów narciarskich - mówi świeżo upieczona mistrzyni świata Justyna Kowalczyk (26 l.) o swoim szkoleniowcu Aleksandrze Wierietielnym (62 l.)

To trener niemający w polskich sportach zimowych konkurencji. Urodzony w Finlandii, a wychowany w Kazachstanie Białorusin z polskim obywatelstwem doprowadził w 1995 r. do złota mistrzostw świata biatlonistę Tomasza Sikorę. Po 14 latach cieszył się w Libercu z pierwszego miejsca Justyny w biegu łączonym MŚ na 2x7,5 km.

- Trenerowi zawdzięczam wszystko. To, że po dyskwalifikacji (w 2005 r. po wykryciu niedozwolonej substancji w organizmie Justyny - red.) się nie załamałam, że zdobyłam medal olimpijski, cztery mistrzostwa świata do lat 23 - wylicza dwukrotna medalistka MŚ w Libercu. - Traktuje mnie jak człowieka, słucha, zawsze bierze pod uwagę moje zdanie, nawet jeśli sam dokonuje wyborów. Bardzo mi ufa, nie wyobrażam sobie współpracy z nikim innym.

Wierietielny nie widział, jak podopieczna zdobywa złoto w Libercu. W pewnym momencie pobiegł na trasę, żeby doradzić Justynie i nie zdążył wrócić na linię mety, gdy kończyły się zawody.

- Pokrzyczałem na nią, podtrzymywałem na duchu i wołałem, żeby się nie oglądała, bo jak to robiła dawniej, to rywalki uznawały, że słabnie i się ich boi - opowiada Wierietielny. - Wygrała dzięki taktyce i doskonałemu wyczuciu trasy. Wzruszyłem się, w końcu złoto to złoto - przyznaje trener mistrzyni.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze