Rekin ostrzy zęby na gołąbki
- Na domowe gołąbki Kubulek, jak tylko może, przyjedzie zawsze. To jego ulubione danie. Lubi też pojeść żurku. Gdzie mu się to mieści?! Przecież to taki chudy szczypiorek – śmieje się Roman Wawrzyniak (58 l.). Tata lewego obrońcy reprezentacji Polski – Jakuba. Rodzice defensora Legii tylko nam zdradzili, jaki był Kuba na początku piłkarskiej kariery.
- Kuba nigdy nie miał problemów z wagą. Dlatego w 2009 roku byliśmy tak zdruzgotani, kiedy zadzwonił z Grecji, że został przez Panathinaikos zawieszony, bo w jego organizmie wykryto środki dopingujące. W świat poszła informacja, że zażywał środek na odchudzanie, w którym znajdowała się ta niedozwolona substancja. To ja się pytam: jakie odchudzanie?! Ktoś wyrządził naszemu synowi wielką krzywdę – mówi pan Roman.
- Nie patrzmy na to co było. Kubuś wie, że jak z reprezentacją na Euro osiągnie sukces, to w nagrodę przyrządzę mu pyszne gołąbki – wtrąca mama piłkarza, pani Danuta.
Za Polonią jeździł po całej Polsce
- Z synami (Jakub ma o 3 lata starszego brata Michała, właściciela restauracji w rodzinnym Złotowie) nigdy nie mieliśmy problemów. Nie tłukli szyb ani żyrandoli, bo choć od małego grali w piłkę, to wiedzieli gdzie i na co mogą sobie pozwolić – opowiada senior rodziny Wawrzyniaków, który chętnie wspomina młodzieńcze fascynacje reprezentanta Polski. – Jakub nie miał ulubionych drużyn piłkarskich. Za to kochał żużel. Boże, za żużlowcami z Piły zjeździliśmy całą Polskę! Leszno, Gorzów, Częstochowa, Zielona Góra. Kuba był tak zagorzałym fanem, że nawet naszego pierwszego pieska nazwał Sam na cześć żużlowca Sama Ermolenki! Do dziś, kiedy nie może obejrzeć jakiegoś Grand Prix to dzwoni i pyta jak wypadli Gollob, czy Hampel.
Rekin, nie Rumiany
- Wszystko do czego Kuba doszedł, zawdzięcza pracowitości i ambicji. Kiedy w pierwszej klasie liceum po otwartym złamaniu kości strzałkowej i piszczelowej prawej nogi, pół roku musiał nosić gips, to aż płakał ze złości, że nie może trenować. Jest strasznie twardy i waleczny. W szkole w Szamotułach koledzy wołali na niego Sharki. Bo on na boisku jest jak Rekin, a nie jakiś Rumiany, jak mówią o Kubie w Legii – dodaje pan Roman.
Przekonał się do książek
Młody Kuba Wawrzyniak w czasach szkolnych, jak większość chłopaków, czytał bo musiał. Miłością do literatury zapałał kilka lat temu. – Na każde święta dostaje od nas rybie łuski, które mają mu zapewnić szczęście i powodzenie w życiu oraz dobrą książkę. Ostatnio kupiliśmy mu z żoną biografię Steve’a Jopa. Bardzo mu się podobała. Gdy skończy grać, dostanie ode mnie najgrubszą książkę. Kronikę swojej kariery. Od jego pierwszego meczu w złotowskiej Sparcie mam udokumentowane jego wszystkie występy. Myślę, że najciekawszy rozdział będzie ten, który kadra napisze swoimi występami na Euro – kończy tata Wawrzyniak, który jest pewien, że syn będzie polską ostoją na lewej stronie defensywy.