Do dramatu doszło 25 kilometrów przed metą. Podczas zjazdu z góry, jeżdżący w barwach luksemburskiego Leoparda - Treka, Weylandt przewrócił się, stoczył ze zbocza i upadł na asfalt.
- Widziałem go kilkanaście sekund po tym nieszczęściu. Leżał w kałuży krwi i się nie ruszał - łamiącym się głosem relacjonował Polak Sylwester Szmyd (33 l.), jadący w Giro w barwach włoskiej grupy Liguigas Doimo.
Na miejscu wypadku natychmiast zjawili się lekarze. Szybka reanimacja i masaż serca nie przyniosły rezultatów. Stan Belga był wciąż bardzo poważny. Kolarz stracił wiele krwi. Do tego doszły liczne urazy głowy. Jego kask był tak zmiażdżony, że trzeba było go rozcinać. Po przewiezieniu helikopterem do szpitala zawodnik zmarł. Wouter Weylandt jest pierwszym kolarzem, który zginął podczas jednego z trzech wielkich klasyków (Tour de France, Giro d'Italia i Vuelta'a Espana) od 1995 roku. Wówczas podczas Tour de France zmarł Włoch Fabio Casartelli (+25 l.).
Mimo strasznego w skutkach wypadku organizatorzy pozwolili dokończyć wyścig. Liczący 173 km trzeci etap wygrał Hiszpan Angel Vicioso (33 l.) z włoskiego zespołu Androni Giocattoli.