Trzyma się ledwie kilka, choć i one nie grzeszą stabilną formą, jakiej domagają się od sportowców. Grubiańskie uwagi o zasłużonej warszawskiej Polonii czy dobrym trenerze Radosławie Mroczkowskim świadczą o tępocie ich autorów. Jednocześnie liże się tyłki wybranym osobom i ignoruje niewygodne tematy. Droga do zawodu dziennikarza jest dziś łatwa jak nigdy przedtem, każdy niewyżyty ćwierćinteligent znajdzie dla siebie miejsce. Podobnie z pisarzami, coraz więcej takich, którzy napisali wiele książek, ale żadnej w życiu nie przeczytali. O ile infantylne biografie sportowców można nazwać książkami. Ciekawsze były książki telefoniczne w PRL, bo mówiły wiele o strukturze ówczesnego społeczeństwa.
Rzecznik prasowy może być ładny albo mądry, czasami udaje się połączyć obie cechy. Pani Beata Mazurek jest tylko agresywna i niekompetentna, a agresja zawsze bierze się z bezsilności. Gdzie jej tam do rzeczników PZPN z ostatniej dekady: ślicznej Agnieszki Olejkowskiej, sprytnego Michała Kocięby, intelektualisty Janusza Atlasa, kompetentnego Kuby Kwiatkowskiego, charyzmatycznego Zbigniewa Koźmińskiego. Pogardzany przez polityków sport to lepsza kuźnia kadr niż państwowe urzędy. W nim wszystko dzieje się naprawdę, nie jest żałosnym teatrzykiem z kiepskimi aktorami.
Warszawski arbiter Tomasz Kwiatkowski świetnie sędziował mecz Legii z Sandecją, a europoseł Arkadiusz Mularczyk swoim wpisem tylko potwierdził to, co wiemy o nim od lat. Dawno temu awaryjnie prowadziłem mecz Widzewa z Legią i dałem radę. Wtedy była to sytuacja nadzwyczajna, dziś staje się normalna, za co Zbigniewom Bońkowi i Przesmyckiemu dziękuję.