Neymar, Brazylia - Meksyk, Puchar Konfederacji 2013

i

Autor: East News

Puchar Konfederacji 2013. "Tylko trzy osoby uciszyły jednym gestem Maracanę: Frank Sinatra, Papież Jan Paweł II i ja"

2013-06-25 20:35

Za nami faza grupowa Pucharu Konfederacji. Kto nie oglądał, niech żałuje. Były piękne - w dodatku w kosmicznych ilościach - bramki, gwiazdy nie zawiodły i od pierwszego gwizdka ruszyły udowadniać swoją wartość, a także załatwiać kolejne milionowe kontrakty reklamowane, a na brak emocji narzekać mógł tylko ten, któremu nie udało się wytrzymać do późnych godzin wieczornych, Atmosfera? W Brazylii? Nie ma irytujących rac, nie ma ciągłej mgły nad murawą i też nikomu nie wpada do łba rzucić sobie granat hukowy pod stopy. Fiesta. Relaks. Prawdziwy futbol.

Jeśli na coś można narzekać, to na brak niespodzianek. Przeciętny amator bukmacherki bez większego farta po fazie grupowej mógłby już uzyskać sporą fortunę. Brazylia i Hiszpania z kompletem, Włochy oraz Urugwaj za nimi, Meksyk, Japonia i Nigeria teoretycznie jako tło, walczące o to, co reprezentacja Polski na każdym wielkim turnieju międzynarodowym. O honor, o wspomnienia, o powrót z podniesioną głową. Lepszy zresztą taki los niż biednych Tahitańczyków. Pomysł FIFA, zakładający wysłanie w bój bandy wędkarzy z najlepszymi na swoich Kontynentach do najszczęśliwszych chyba nie należał. Skończył się: jednym golem strzelonym skompromitowanej defensywie Mistrza Afryki, dwudziestoma czterema straconymi i podreperwowaniem statystyk strzeleckich kilku, różnej klasy, napastników. Ale jak powiedziałoby polskie środowisko piłkarskie: 'nikogo nie można lekceważyć, słabych drużyn już nie ma'.
Nie patrząc na wyniki, kilka zaskoczeń dałoby sie jednak znaleźć. Paradoksalnie, najbardziej świat znów zadziwili Brazylijczycy. Przed turniejem krytykowani z każdej strony. Bez gwiazd, bez strategii, bez trenera, z przereklamowanym Neymarem, Hulkiem i najsłabszą w historii linią pomocy. Można było dyskutować o słuszności tych wniosków, ale gdzie się ostatecznie nie pojawiali, tam regularnie przegrywali. W Copa America osiągnęli wyższy poziom niepełnosprawności, z uporem maniaka marnując 'jedenastki', na Olimpiadzie zatrzymał ich siedemnasty skład Meksyku, a gdy przyszło otwierać Maracanę, od narodowego dramatu uratowała ich była gwiazda ŁKS-u - Paulinho.
W Puchar Konfederacji weszli jednak z impetem i nim Japończycy zdążyli się napatrzeć na arenę pryszłorocznego Mundialu, już wpadli pod 'kanarkowy' walec. Nagle przestała przeszkadzać arogancja Neymara, linia środkowa zaczęła dominować, a betonowa obrona dodatkowo zyskała skrzydła w osobach Marcelo [chyba na razie największa gwiazda Pucharu Konfederacji] i Daniego Alvesa. Cud? Magia? Scolari? Na zwolnienie Menenzesa czekano z utęsknieniem, ale zatrudnienie nowego/starego selekcjonera przyjęto z mieszanymi uczuciami. Scolariemu daleko do brazylijskiego ideału myśli szkoleniowej. Na wykładach Tele Santany raczej nie bywał, z Zagallo też chyba głównie mijał się w drzwiach i nie jest przypadkiem, że do pomocy mu zaprzęgnięty został legendarny, obecny na Mundialach od 1970 roku (!), Carlos Alberto Pareira, którego w 1994, po wymęczonym złocie Mistrzostw Świata, z radością wyrzucono.
Żelazna defensywa, gra na granicy brutalności i ataki jak najmniejszą liczbą piłkarzy, żeby przypadkiem nie narazić się na kontrę. Na razie nikomu w Brazylii to nie przeszkadza, za rok może być już inaczej. 270 minut temu 'Canarinhos' bali się Japonii, dzisiaj szturmują Hiszpanię. Za rok zechcą pokazać, że w futbolu wciąż dominują.  Pozostaje pytanie czy wyciągnęli wnioski z przeszłości. Jak sięgali po złoto, to dzięki defensywie, a nie pomimo konieczności jej istnienia. Wesoło szarżując bez opamiętania, medale widzieli w telewizji, z dala od kraju, co by przypadkiem nie narazić się na lincz.
Kto jeszcze zaskoczył? Japonia! Co mieli, to przegrali, gdzie mogli, też polegli, ale w starciu z Włochami zachwycili. Szybkością i przebojowością, z czego są znani od dawna, ale też niezwykłą dyscypliną taktyczną. Ofensywa kierowana przez Kagawę i Hondę wydaje się doskonale zgrana, w środkowej linii zachwyca Okazaki, a szarżami z defensywy imponuje Nagatomo. Problem Japonii to, wysokie jak topole i zwrotne jak dęby, żywe przykłady piłkarskiej nieudolności na środku obrony. Prostopadłe piłki powodują na tyłach Azjatów chaos, dośrodkowania popłoch, krycia nie ma wcale, a bramkarz reprezentacji Japonii to chyba obecnie jedna z gorszych fuch jakie można złapać na rynku pracy ogarniętym kryzysem. Napocisz się niemiłosiernie, strój służbowy ubrudzisz, a to wszystko i tak jak krew w piach. Premii nie będzie, niechybnie polegniesz.
Trudno za cokolwiek pochwalić Hiszpanów, 'La Roja' od Mojżeszowych czasów gra to samo, natomiast zganić należy Urusów, gdzie zupełnie zawiódł Cavani, który przy Suarezie wyglądał momentami podobnie, jak Milik przy Lewandowskim. Jeden gra, drugi zasuwa bez celu i co jakiś czas, utwierdzając fachowców w przekonaniu, że jest 'asem', nerwowo gestykuluje rękoma. Napastnik Napoli jest wart ponoć 58 mln. Legia za Bereszyńskiego powinna zażądać ze 20. Przynajmniej.
Przed nami półfinały, zaraz potem decydujące starcie. Finał marzeń? Brazylia - Hiszpania? Włosi Hiszpanom przeszkodzić nie powinni, tym bardziej, że bez Balotelliego szturmować będą osamotnionym... Giaccherinim [to zresztą nienajlepiej świadczy o podopiecznych Prandelliego], ale drugi półfinał zapowiada się ciekawie. 63 lata temu Alcides Ghiggia stał się przyczyną masowego wzrostu samobójców na terenie Brazylii, a jego słowa stały się legendą. 'Tylko trzy osoby uciszyły jednym gestem Maracanę: Frank Sinatra, Papież Jan Paweł II i ja'. Czeka nas powtórka z historii?

Jeśli na coś można narzekać, to na brak niespodzianek. Przeciętny amator bukmacherki bez większego farta po fazie grupowej mógłby już uzyskać sporą fortunę. Brazylia i Hiszpania z kompletem, Włochy oraz Urugwaj za nimi, Meksyk, Japonia i Nigeria teoretycznie jako tło, walczące o to, co reprezentacja Polski na każdym wielkim turnieju międzynarodowym. O honor, o wspomnienia, o powrót z podniesioną głową. Lepszy zresztą taki los niż biednych Tahitańczyków. Pomysł FIFA, zakładający wysłanie w bój bandy wędkarzy z najlepszymi na swoich Kontynentach do najszczęśliwszych chyba nie należał. Skończył się: jednym golem strzelonym skompromitowanej defensywie Mistrza Afryki, dwudziestoma czterema straconymi i podreperwowaniem statystyk strzeleckich kilku, różnej klasy, napastników. Ale jak powiedziałoby polskie środowisko piłkarskie: 'nikogo nie można lekceważyć, słabych drużyn już nie ma'.

>>>Śledź z gwizdek24 Puchar Konfederacji 2013!

Nie patrząc na wyniki, kilka zaskoczeń dałoby sie jednak znaleźć. Paradoksalnie, najbardziej świat znów zadziwili Brazylijczycy. Przed turniejem krytykowani z każdej strony. Bez gwiazd, bez strategii, bez trenera, z przereklamowanym Neymarem, Hulkiem i najsłabszą w historii linią pomocy. Można było dyskutować o słuszności tych wniosków, ale gdzie się ostatecznie nie pojawiali, tam regularnie przegrywali. W Copa America osiągnęli wyższy poziom niepełnosprawności, z uporem maniaka marnując 'jedenastki', na Olimpiadzie zatrzymał ich siedemnasty skład Meksyku, a gdy przyszło otwierać Maracanę, od narodowego dramatu uratowała ich była gwiazda ŁKS-u - Paulinho.

W Puchar Konfederacji weszli jednak z impetem i nim Japończycy zdążyli się napatrzeć na arenę pryszłorocznego Mundialu, już wpadli pod 'kanarkowy' walec. Nagle przestała przeszkadzać arogancja Neymara, linia środkowa zaczęła dominować, a betonowa obrona dodatkowo zyskała skrzydła w osobach Marcelo [chyba na razie największa gwiazda Pucharu Konfederacji] i Daniego Alvesa. Cud? Magia? Scolari? Na zwolnienie Menenzesa czekano z utęsknieniem, ale zatrudnienie nowego/starego selekcjonera przyjęto z mieszanymi uczuciami. Scolariemu daleko do brazylijskiego ideału myśli szkoleniowej. Na wykładach Tele Santany raczej nie bywał, z Zagallo też chyba głównie mijał się w drzwiach i nie jest przypadkiem, że do pomocy mu zaprzęgnięty został legendarny, obecny na Mundialach od 1970 roku (!), Carlos Alberto Pareira, którego w 1994, po wymęczonym złocie Mistrzostw Świata, z radością wyrzucono.

>>>Czytaj więcej o spotkaniu Brazylia - Japonia na gwizdek24!

Żelazna defensywa, gra na granicy brutalności i ataki jak najmniejszą liczbą piłkarzy, żeby przypadkiem nie narazić się na kontrę. Na razie nikomu w Brazylii to nie przeszkadza, za rok może być już inaczej. 270 minut temu 'Canarinhos' bali się Japonii, dzisiaj szturmują Hiszpanię. Za rok zechcą pokazać, że w futbolu wciąż dominują.  Pozostaje pytanie czy wyciągnęli wnioski z przeszłości. Jak sięgali po złoto, to dzięki defensywie, a nie pomimo konieczności jej istnienia. Wesoło szarżując bez opamiętania, medale widzieli w telewizji, z dala od kraju, co by przypadkiem nie narazić się na lincz.

Kto jeszcze zaskoczył? Japonia! Co mieli, to przegrali, gdzie mogli, też polegli, ale w starciu z Włochami zachwycili. Szybkością i przebojowością, z czego są znani od dawna, ale też niezwykłą dyscypliną taktyczną. Ofensywa kierowana przez Kagawę i Hondę wydaje się doskonale zgrana, w środkowej linii zachwyca Okazaki, a szarżami z defensywy imponuje Nagatomo. Problem Japonii to, wysokie jak topole i zwrotne jak dęby, żywe przykłady piłkarskiej nieudolności na środku obrony. Prostopadłe piłki powodują na tyłach Azjatów chaos, dośrodkowania popłoch, krycia nie ma wcale, a bramkarz reprezentacji Japonii to chyba obecnie jedna z gorszych fuch jakie można złapać na rynku pracy ogarniętym kryzysem. Napocisz się niemiłosiernie, strój służbowy ubrudzisz, a to wszystko i tak jak krew w piach. Premii nie będzie, niechybnie polegniesz.

>>>Czytaj więcej o spotkaniach półfinałowych Pucharu Konfederacji!

Trudno za cokolwiek pochwalić Hiszpanów, 'La Roja' od Mojżeszowych czasów gra to samo, natomiast zganić należy Urusów, gdzie zupełnie zawiódł Cavani, który przy Suarezie wyglądał momentami podobnie, jak Milik przy Lewandowskim. Jeden gra, drugi zasuwa bez celu i co jakiś czas, utwierdzając fachowców w przekonaniu, że jest 'asem', nerwowo gestykuluje rękoma. Napastnik Napoli jest wart ponoć 58 mln. Legia za Bereszyńskiego powinna zażądać ze 20. Przynajmniej.

Przed nami półfinały, zaraz potem decydujące starcie. Finał marzeń? Brazylia - Hiszpania? Włosi Hiszpanom przeszkodzić nie powinni, tym bardziej, że bez Balotelliego szturmować będą osamotnionym... Giaccherinim [to zresztą nienajlepiej świadczy o podopiecznych Prandelliego], ale drugi półfinał zapowiada się ciekawie. 63 lata temu Alcides Ghiggia stał się przyczyną masowego wzrostu samobójców na terenie Brazylii, a jego słowa stały się legendą. 'Tylko trzy osoby uciszyły jednym gestem Maracanę: Frank Sinatra, Papież Jan Paweł II i ja'. Czeka nas powtórka z historii?

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze

Materiał sponsorowany