Kolanus otrzymał dziką kartę i zaprezentuje się we francuskiej miejscowości La Rochelle. Nie jest żółtodziobem - od wielu lat skacze do wody z ponad dwudziestu metrów.
Skakał przebrany za pingwina
- Moja przygoda ze skokami do wody zaczęła się w 1998 roku. Kiedy wykonuję nową ewolucję, czuję ogromną adrenalinę i zwyczajnie się boję. Tu naprawdę można sobie zrobić krzywdę. - mówi "Super Expressowi" Kolanus.
Aby dobrze przygotować się do Cliff Diving, polski zawodnik przyjechał do kraju z Chin, w których mieszkał przez dwa lata.
Przeczytaj koniecznie: Monika Pyrek zaczyna taniec z tyczkami - WYWIAD
- Pracowałem tam w... cyrku, skakałem z dużych wysokości do wody. Za każdym razem musiałem być dziwnie przebrany. Byłem już piratem, klaunem, a ostatnio - pingwinem. Miałem nawet na głowie kaptur i zasłonięte oczy. Z pracy w cyrku dało się wyżyć. Tym bardziej, że miałem zapewnione wyżywienie i miejsce zamieszkania - podkreśla Kolanus, który w Chinach poznał miłość swojego życia.
Można nawet zginąć
- Jest nią Ania, Rosjanka, która również pracowała w cyrku. Była akrobatką. Mieliśmy już dosyć życia w Chinach, więc zabrałem ją do Polski. Teraz mocno kibicuje mi podczas przygotowań do występu we Francji - opowiada.
Krzysztof przyznaje, że jego dziewczyna bardzo obawia się o jego zdrowie.
- To są jedne z najniebezpieczniejszych zawodów na świecie. Kilka osób odniosło bardzo poważne kontuzje, jednemu ze skoczków miednica wyszła na wierzch. Skok musi być niesamowicie precyzyjny, jeśli wpadnie się do wody pod minimalnie złym kątem, można nawet złamać sobie kręgosłup! Wierzę, że takiego błędu nie popełnię - kończy Kolanus.