"Super Express" i gwizdek24.pl: - Emocji w walce o ten srebrny medal nie zabrakło. Najpierw były wygrane we wspaniałym stylu eliminacje, a potem w finale długo pani prowadziła, żeby pod koniec najpierw spaść na trzecie miejsce, a potem cudownym strzałem w ostatniej serii, awansować na drugie.
Sylwia Bogacka: - Ja tam żadnego dramatu nie czułam. Po prostu robiłam swoje i nawet nie wiedziałam w finale, na którym jestem miejscu. Ciężko jest liczyć różnice pomiędzy zawodniczkami. Właściwie to dopiero po ostatnim strzale dowiedziałam się, że jest srebro. Odwróciłam się do trenera i zobaczyłam, że wystawia dwa palce. "Ocho, fajnie, jestem druga" - pomyślałam.
- Co się stało w ósmej serii, gdy ten strzał pani nie wyszedł i spadła pani na trzecią pozycję?
- No przydarzyło mi się małe potknięcie. To już jest tak wysoki poziom, że każdy najmniejszy błąd ma wielkie znaczenie, a trudno jest utrzymać cały czas nerwy na wodzy. To małe drgnięcie jakiegoś mięśnia wystarczyło, żeby strzał mi trochę nie wyszedł. Tzeba pilnować dziesiątków szczegółowych elementów postawy i jakiś jeden drobniazg przegapiłam.
- Jest tylko wielka radość ze srebra czy też drobny niedosyt, bo złoto było tak blisko?
- Ale ja zawsze marzyłam o srebrze (śmiech). Na ostatnich dużych imprezach ciągle byłam czwarta i tak sobie myślałam, że już nie chcę tych czwartych miejsc, że może teraz będę na przykład druga. W internecie oglądałam medale i pomyslałam sobie "Ale one śliczne! A ten srebrny jaki fajny!" (śmiech).
- Pani trener Andrzej Kijowski mówi, że ten medal nie jest dla niego żadnym zaskoczeniem, bo ostatnio była pani w znakomitej formie.
- W ostatnich tygodniach przed igrzyskami miałam bardzo wysokie wyniki na treningach i czułam, że one nie są przypadkowe, tylko, że ja je trzymam w garści, one są przy mnie. I udało się. Choć już tutaj, w Londynie, w czasie treningów obawiałam się jednej rzeczy, bo nie mogłam sobie z nią dać rady.
- Z jaką rzeczą?
- A z moją prawą nogą. Nie chciała ze mną współpracować. Mam specyfinczą postawę przy strzelaniu, prawa noga jest zgięta, stoję na niej i steruję nią dużo elementów. Ale miałam wrażenie, że ta prawa noga została w Polsce, nie dojechała do Londynu. Na szczęście w ostatniej chwili dotarła.
- Dlaczego właśnie strzelectwo? Jak zaczęła się pani przygoda z tą dyscypliną sportu?
- Wiem, że nie jest to popularny sport, ale dla mnie zawsze ważne było nie to co co jest popularne, ale to co lubię robić. A zaczęło się od taty, który miał pozwolenie na broń i jeździł gdzieś tam na strzelnicę. Raz się uparłam, że chcę z nim pojechać. Miałam wtedy 14-15 lat. I tak się zaczęła przygoda.
- Nie brakuje porównań do Renaty Mauer, która 16 lat temu w Atlancie, tak jak pani, już w pierwszym dniu igrzysk rozwiązała polski worek z medalami, zdobywając złoto.
- Jeszcze długo przed igrzyskami w Atlancie zobaczyłam ją na strzelnicy we Wrocławiu i tak sobie pomyśłałam, że ona też taka maleńka jak ja (Bogacka ma 162 cm, red.) i skoro ona tak świetnie strzela, to czemu nie ja?
- Jest już srebro, a przecież pani koronną konkurecją jest strzelanie z trzech postaw. 4 sierpnia powinien być kolejny medal. Złoty?
- To bardzo trudna konkurencja, trudniejsza niż ta, w której zdobyłam medal. Ale ja lubię takie wyzwania.
- Jak wygląda trening strzelecki?
- Trzeba się nauczyć mnóstwa elementów, a konkretnie nauczyć mięśni odpowiedniego zachowywania się w czasie oddawania strzału. Każda część naszego ciała musi zachowywać się dokładnie tak, jak powinna. To są miliony, a w zasadzie miliardy powtórzeń odpowiednich złożeń do strzału i postawy. Ważna jest też idealna masa ciała dostosowana do postawy strzelca.
- Dieta też ma znaczenie?
- Oczywiście! Trudno jest po golonce dobrze strzelać. A szkoda, bo ją bardzo lubię (śmiech).
- Jak wyglądał ten dzień, w którym wywalczyła pani medal? Rywalizację zaczęłyście bardzo wcześnie.
- Wstać trzeba było o 5 rano i musiałam to sobie wytrenować, bo nie jestem rannym ptaszkiem. Musiałam w jakiś sposób zmusić się do tej pobudki i odpowiedno pobudzić głowę i wszystkie potrzbne mięśnie do optymalnej pracy.
- A jaki był powrót do wioski olimpijskiej?
- Były kwiaty, szampan, polscy sportowcy odśwpiewali mi sto lat. Było bardzo fajnie.
- Podobno nie tylko strzelectwo pani lubi, ale również sporty dające duży zastrzyk adrenaliny.
- To prawda. Uwielbiam kitesurfing (rodzaj surfingu, deska z latawcem wykorzystywanym jako żagiel, red.), a także inne ekstremalne sporty, jak rajdy samochodowe czy jeździectwo. Kocham też konie i trzymam mocno kciuki za naszych jeźdzców.
Rozmawiał w Londynie Michał Chojecki