"Super Express": - Prawa ręka już wyleczona?
Damian Jonak: - Już jest dobrze, pan doktor dobrze dokręcił śrubki (śmiech). Mówię poważnie, mam śruby w prawej ręce, ale nie wiem na jak długo. Na szczęście, wszystko się zrosło i nie przeszkadza mi to w boksie.
- Serce bije mocniej przed występem przed własną publicznością?
- Bije bardzo mocno, jestem podekscytowany występem w Spodku po prawie 7 latach. Atmosfera w tym obiekcie jest niepowtarzalna. Miałem do czynienia ze wszystkimi polskimi promotorami i muszę przyznać, że Mateusz Borek podchodzi do tego najbardziej profesjonalnie. Nie mówię tego, żeby się podlizać, po prostu widzę, że od strony organizacyjnej wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Tym bardziej cieszę się, że jestem częścią tego przedsięwzięcia.
- Nie znudziłeś się jeszcze boksem?
- Jak mam nie lubić boksu, skoro wychodzę przed kilkutysięczną publicznością, biję kogoś w łeb i wszyscy się cieszą? To świetne uczucie!
- Podobno jeśli wygrasz, wreszcie masz doczekać się wielkiej walki za duże pieniądze.
- Indyk myślał o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucięli. W ogóle nie myślę o tym, co będzie po tej walce. Z doświadczenia w boksie wiem, że zawsze trzeba patrzeć na to, co jest tu i teraz. Co będzie potem to jest kwestia drugorzędna. Muszę wygrać walkę, zaprezentować się z najlepszej strony i to jest dla mnie najważniejsze.
- Na wyjście do ringu przygotowałeś specjalną koszulkę.
- Dużo czytałem o Powstaniach śląskich, a to zainspirowało mnie, by przygotować koszulkę z motywem o trzech zrywach (1919, 1920, 1921 - red.).W tym roku przypada setna rocznica pierwszego z powstań. Śląsk ma swoją historię, którą trzeba pielęgnować i przekazywać dalej.
- Mocno kojarzysz się też z "Solidarnością".
- Ludzie nie rozumieją po co mam Solidarność na plecach. Często słyszę, że związki zawodowe płacą mi pieniądze i dlatego napisałem sobie "Solidarność". A to nieprawda! Mam "Solidarność" na plecach, ale mam ją też w sercu. Wstąpiłem do "S" jeszcze w czasach, gdy pracowałem w kopalni "Makoszowy". Zawsze kojarzyła mi się z papieżem i wyzwoleniem. Sam zwróciłem się do władz "S", bym ich promował, bo zależało mi na tym. Nadal jestem członkiem "Solidarności", jestem honorowym członkiem w kilku komisjach zakładowych i choć nie muszę płacić składek, i tak je płacę.