"Super Express": - Jesteś podekscytowany debiutem na amerykańskich ringach?
Izuagbe Ugonoh: - Tak. Było sporo zamieszania z tym pojedynkiem, długo nie było wiadomo, z kim będę walczył, ale negocjacje zakończyły się szczęśliwie. Breazeale to duże wyzwanie, ale i wielka szansa, żeby się pokazać.
- Wydawało się, że na początku w USA będziesz walczył ze słabszym rywalem...
- Zaczniemy jednak z grubej rury. Jeśli wygram, a widzę siebie jako zwycięzcę, to zaistnieję w światowym boksie. Breazeale jest ode mnie bardziej doświadczony, większy, cięższy, ostatnio walczył o mistrzostwo świata, dlatego będzie faworytem. Pokonanie takiego zawodnika wywinduje mnie do czołówki.
- Kasa się zgadza?
- Tak. Wyjazd do USA to dla mnie wielki krok pod każdym względem, także finansowym. Zarobię największe pieniądze w życiu.
- Dlaczego zrezygnowałeś z występów w Nowej Zelandii?
- To był etap przejściowy. Przyszedł moment, w którym musiałem postanowić, czy chcę iść do przodu. Poznałem tam mnóstwo świetnych ludzi. Wykonałem ogromną robotę i dzięki temu jestem teraz tu, gdzie jestem. Teraz mam szansę, żeby zrobić kolejny milowy krok w karierze.
- Ktoś z rodziny będzie na walce?
- Być może przyjadą wujek i kuzyn, na pewno będzie też trochę znajomych. Rodziców jeszcze nie zapraszałem. Zaproszę ich, gdy będę walczył o mistrzowski pas.