W ostatnich dniach znów bardzo głośno o Tysonie Furym! Brytyjczyk, który w zeszłym roku pokonał Władimira Kliczkę i odebrał mu pasy mistrzowskie WBO i WBC w wadze ciężkiej najpierw został przyłapany na braniu kokainy, za co grozi mu utrata tytułów, a w poniedziałek ogłosił zakończenie kariery. Sęk w tym, że kilka godzin później to odwołał. Jak się okazało był to tylko niewinny żart, który wprowadził w konsternację całe środowisko bokserskie.
Na jaw wychodzą jednak kolejne rewelacje na temat jego życia, które mogą rzucić nowe światło na dziwne zachowania Fury'ego. Otóż w wywiadzie z "Rolling Stones" Brytyjczyk przyznał, że od pewnego czasu zmaga się z depresją i ma nawet myśli samobójcze!
- Odkąd zdobyłem mistrzowskie tytuły, przypominało to polowanie na czarownice. Wszyscy nienawidzą cyganów, a zwłaszcza tu, w Wielkiej Brytanii. Teraz mówią, że wziąłem trochę kokainy. Przez całe życie wziąłem dużo kokainy. Dlaczego miałbym tego nie robić? To moje życie, prawda? I mogę z nim robić, co chcę. Dlaczego nie mogę teraz brać? Nie trenowałem od kilku miesięcy, mam depresję i nie chcę dłużej żyć. W tym wszystkim kokaina jest drobnostką - stwierdził.
- Szukam pomocy, ale nic nie można dla mnie zrobić. Trafiłem do szpitala, codziennie widzę psychiatrów, którzy mówią, że mam zaburzenia dwubiegunowe. Mam stany maniakalno-depresyjne. Wszystko przez boks, zdobyte tytuły i to, co o mnie wypisują - dodał Fury.
- Gdybym nie był chrześcijaninem i mógł odebrać sobie życie, to zrobiłbym to w sekundę. Mam nadzieję, że ktoś mnie w końcu zabije, zanim sam to zrobię i spędzę wieczność w piekle. To wszystko. Nienawidzę boksu. Nie chcę się budzić. Każdego dnia mam nadzieję, że umrę. Wiem, że to złe, mając troje dzieci i śliczną żonę, ale nie chcę dłużej żyć - zaszokował kibiców Brytyjczyk.