Polacy rozpoczęli turniej z przytupem, bo po trzech pierwszych biegach przywieźli komplet punktów. Refleksem na starcie popisał się Piotr Pawlicki (22 l.), Janowski zostawił w pokonanym polu mistrza świata Taia Woffindena, a Bartosz Zmarzlik (21 l.) szarżował tak, że jego plecy oglądał trzykrotny czempion Pedersen. Niestety, później zwyciężał tylko Janowski, a debiutujący w GP jako stali uczestnicy Zmarzlik i Pawlicki zapłacili frycowe i nie awansowali do półfinałów. - Popełniłem dziecinne błędy - kajał się Zmarzlik, choć do młodego żużlowca nikt pretensji mieć nie powinien. On i Pawlicki dopiero uczą się Grand Prix i na pewno będziemy mieć z nich jeszcze dużo pociechy.
Kibice na stadionie zamarli w 12. biegu, gdy fatalny upadek zaliczył Pedersen. Duńczyk na wyjściu z drugiego wirażu został wywieziony przez Mateja Żagara i uderzył plecami z impetem w bandę w miejscu, gdzie nie było dmuchanego materiału. Długo nie podnosił się z toru, ale na szczęście po kilku minutach wstał o własnych siłach i kontynuował zawody.W Krsku bezkonkurencyjny był zmagający się z urazem żeber Kildemand. - W tym roku jadę po medal - zapowiadał zawodnik Unii Leszno i dotrzymał słowa. W finale pokonał Australijczyków Jasona Doyle'a (31 l.) i Chrisa Holdera (28 l.) oraz obrońcę tytułu Woffindena. Janowski, który był najlepszy po rundzie zasadniczej, zakończył półfinał na ostatnim miejscu i z dorobkiem 10 punktów jest piąty w klasyfikacji generalnej.
Biało-czerwoni nie muszą długo rozpamiętywać występu w Krsku, bo już 14 maja będą mieli idealną okazję do rehabilitacji - przy 50 tysiącach kibiców wystartują podczas Grand Prix na Stadionie Narodowym w Warszawie.