- Największą korzyścią z bycia opiekunem zespołu gospodarzy jest to, że dostałem od kibiców darmowy szalik z napisem "Polska" - śmieje się selekcjoner kadry, który jest zachwycony, że turniej zaczyna we Wrocławiu. - To koszykarska stolica kraju - uważa Katzurin.
Se.pl: - Mecz otwarcia mistrzostw Europy z Bułgarami ma być najłatwiejszym grupowym spotkaniem pańskiej drużyny...
Muli Katzurin (55 l.): - Nigdy nie traktuję meczów jako łatwe lub trudne. Wszystkie spotkania są ciężkie, nie ma rywali, o których można powiedzieć "słabi". Na papierze rzeczywiście Bułgarzy nie są najsilniejszą drużyną naszej grupy. W tej roli trzeba widzieć Litwinów. Oni nawet pod nieobecność kilku kluczowych zawodników zawsze przywożą ekipy, z którymi trzeba się liczyć. Turcja z kolei ma grupę doświadczonych graczy, łatwo przeszła kwalifikacje do ME. Bułgaria na tym tle jest nowicjuszem, ale kiedy się przyjrzy bliżej składowi i wynikom, nie można bagatelizować tego przeciwnika.
- Oczekiwania wobec Polaków są olbrzymie. Jest pan pewien, że wszyscy koszykarze dobrze zniosą rosnące ciśnienie wyniku?
- Nie mam na to odpowiedzi, nie wiem, jak zniosą presję. Możemy o tym porozmawiać po pierwszym meczu, mam nadzieję, że nie będzie wtedy za późno... Żaden z zawodników nie przyjdzie przecież do mnie i nie powie: "Trenerze, nie mogę już wytrzymać presji, nie dam rady grać". Z drugiej strony, to są tylko ludzie, stres musi na nich działać. A ja cały czas staram się im wpajać, że tak naprawdę chodzi tylko o mecz koszykówki i powinni się na tym skupić.
- Czy brak awansu do II rundy, a potem do ósemki uzna pan za niepowodzenie?
- Czwarty raz prowadzę zespół narodowy i nauczyłem się przez ten czas jednego: jeśli za wcześnie zacznie się myśleć o kolejnych rundach, będzie źle. Najbliższy przeciwnik może wykopać cię z turnieju, zanim zdążysz się zastanowić, co cię czeka w kolejnej fazie zawodów. Oczywiście, nasz plan jest taki, by przejść jedną, a może i więcej rund, ale mówienie teraz o ostatecznym wyniku nie ma sensu.