Katzurinowi już dziękujemy

2009-09-18 8:00

Czy zostanę? Nie wiem, czy rezultat spodoba się waszej federacji - mówi Muli Katzurin (55 l.) pytany, czy nadal będzie trenerem polskich koszykarzy. PZKosz nie powinien mieć wątpliwości: miejsce 9-12, które osiągnął Izraelczyk to nie to, na co liczyliśmy. Warto już dziś zacząć szukać nowego szkoleniowca.

To prawda, biało-czerwoni to nie jest zespół naszpikowany gwiazdami, praca z nim to wyzwanie. Ale grzechy Katzurina podczas przegranych ME są niewybaczalne. W II rundzie ME Polacy popełniali tak rażące błędy w defensywie, że chyba sami przeciwnicy byli zdziwieni, że na tym poziomie można zdobywać kosze równie łatwo. Byliśmy jedną z ledwie czterech drużyn turnieju, które traciły ponad 80 pkt w meczu. Gdyby z drużyną pracował poprzednik Katzurina i fanatyk obrony Andrej Urlep (52 l.), to nie miałoby się prawa zdarzyć.

Katzurin za często też zmieniał koncepcje składu, mówił jedno, a robił drugie. Najpierw trzymał się kurczowo pięciu, sześciu graczy. W środku mistrzostw uznał, że nie pasuje mu jedna z "dwóch wież" - Maciej Lampe (24 l.) i odsunął go od pierwszej piątki po jednym gorszym meczu. Lampe nie odnalazł się do końca imprezy.

W innej sytuacji najpierw utrzymywał, że Marcin Gortat (25 l.) musi grać 40 minut, a Łukasz Koszarek (25 l.) nie wytrzyma 25, by potem trzymać pierwszego na placu 26, a drugiego 35... Pytany o to odparł: - Tylko małpa nie zmienia zdania.

Gdy nie działał szybki atak - konik Katzurina - nowych pomysłów nie było. - Były, tylko trudno było je zrealizować - stwierdził z rozbrajającą szczerością.

Katzurin nigdy nie był trenerską gwiazdą. Jeśli o Polakach można powiedzieć, że są europejskimi przeciętniakami, to o Izraelczyku, pracującym na co dzień w czeskim klubie z peryferii koszykarskiej Europy, też można to stwierdzić z całą pewnością.

W Polsce zdobył mistrzostwo ze Śląskiem Wrocław, który wtedy, w 2000 roku, nie miał prawa przegrać w lidze z nikim. Jednak 4 lata później zaliczył wpadkę, gdy wrocławianie, naszpikowani reprezentantami Polski i mający w składzie przyszłą gwiazdę Euroligi Lynna Greera, nie dali rady w finale Prokomowi.

Katzurin ustawiał wówczas skład bez pomysłu, liczył na efektowną i szybką grę ofensywną, zapominając o obronie. Czy może dziwić, że podczas EuroBasketu 2009 to samo odbiło się czkawką reprezentantom Polski?

- Żeby doskoczyć do wysokiego europejskiego poziomu, musicie mieć więcej niż tylko jednego gracza w NBA, a także wielu zawodników rywalizujących regularnie na poziomie Euroligi, i to w czołowych klubach tych rozgrywek. Bez tego nie ma szans - dowodzi Katzurin.

Najnowsze