Koronawirus stał się już problemem globalnym. Przez WHO został uznany za pandemię i w większości krajów świata wprowadzono restrykcje mające za zadanie chronić społeczeństwo przed rozprzestrzenianiem się zarazy. Przed kłopotami nie zdążyli uchronić się przedstawiciele sportu. W Europie w wielu państwach zdecydowano się na zawieszenie bądź odwołanie poszczególnych rozgrywek, a za oceanem zawieszono m.in. piłkarską MLS i koszykarską NBA.
Są ku temu bardzo słuszne powody. Do grona osób, które zostały poddane kwarantannie z powodu zagrożenia złapaniem chińskiego paskudztwa dołączył Charles Barkley. 57-letni dwukrotni mistrz olimpijski, który w NBA występował na pozycji skrzydłowego, zdradził, że po powrocie do Atlanty z Nowego Jorku nie czuł się zbyt dobrze. Lekarze polecili mu więc 48-godzinną izolację oraz przeprowadzenie testu na obecność koronawirusa w organizmie. Amerykanin czeka na wyniki.
Koronawirus w NBA pojawił się po tym, jak wykryto go u koszykarza Utah Jazz, Rudy'ego Goberta. Nieco później poinformowano, że z problemem zmaga się także drużynowy kolega Francuza, Donovan Mitchell.