I widać jak brakowało mu koszykówki przez te kilka dni. W pierwszym spotkaniu po powrocie Gortat zagrał znakomicie. Zdobył 18 pkt. i dodał 13 zbiórek, ale jego Washington Wizards ulegli u siebie Houston Rockets 103:109. - Młot powrócił! - zameldował amerykańskim dziennikarzom Gortat, który w USA używa przydomku „Polish Hammer”.
NBA: Wizards gorsi od Rockets
Myślami jest jednak cały czas przy chorej mamie, pani Alicji, która trafiła do szpitala w Łodzi z podejrzeniem udaru mózgu. Od kiedy w poprzedni wtorek w Cleveland dowiedział się o jej problemach zdrowotnych, zupełnie nie mógł sobie znaleźć miejsca.
- Nie mogłem spać i jeść, opuściłem rozgrzewkę, bo czekałem na kontakt telefoniczny z mamą – opowiadał Marcin, który tego wieczora zagrał dobre spotkanie przeciwko Cavaliers (15 pkt., 11 zbiórek).
- Wmawiałem sobie, że jeśli na boisku wszystko zrobię sprawniej niż zwykle, czas będzie płynął szybciej i dzięki temu prędzej dowiem się dalszych szczegółów o stanie zdrowia mamy – mówi Gortat.
W czwartek po meczu z LA Lakers poleciał do Polski. - Musiałem jechać i zobaczyć się z mamą. Była w kiepskim stanie i wciąż nie jest z nią za dobrze, ale jej stan powinien się poprawiać w najbliższych miesiącach . Czeka ją rehabilitacja – wyjaśnia nasz koszykarz, który w środę rano zameldował się na porannym treningu Wizards.
- To wszystko nie było normalne. Po raz pierwszy od 12 lat w środku grudnia pojechałem do Polski, by odwiedzić rodzinę. Dziwne doświadczenie. Wolałbym oczywiście, by były inne powody mojego wyjazdu, ale co mogę poradzić. Cieszę się, że z mamą jest trochę lepiej. Będzie jej jednak potrzebne dalsze leczenie. Teraz chcę jak najszybciej wrócić do grania – podsumowuje Gortat ostatnie przeżycia.