- Przede wszystkim bardzo się cieszę, że chód znów stał się konkurencją medalodajną w polskiej lekkoatletyce – powiedział „Korzeń” w rozmowie z „Super Expressem”. - Na Kasię nikt specjalnie nie liczył, chociaż nie dotyczy to tych, którzy dokładniej się jej przypatrzyli w tym roku. Ona zakładała walkę o medal, choć przed startem zapewne przyjęłaby chętnie także miejsca szóste czy siódme.
Jak się okazuje – wielokrotny mistrz olimpijski i mistrz świata i Europy udzielał od wiosny konsultacji szkoleniowej młodszej koleżance. Sama go o to poprosiła.
- Pomagałem jej za akceptacją PZLA. Pod moją namową zrezygnowała z wyjazdu na obóz w góry wysokie, jako że ten wyjazd wymagałby zawirowań i straty czasu związanych z adaptacją na wysokości. Nie zdążyłaby wtedy zrealizować planu treningowego. Zamiast tego wybrała hipoksyjne pomieszczenia i namiot (o rozrzedzonym powietrzu imitującym klimat górski - przyp. red.) w naszych ośrodkach COS. Dzień przed startem w Eugene napisałem do niej, aby spokojnie szła po swoje.
W piątek 22 lipca czeka ją drugi start w Eugene - na dystansie 35 km.
-Statystyki mówią, że Kasia jest lepsza na 35 kilometrów. Będzie jedną z głównych faworytek na długim dystansie - uważa Korzeniowski. - Przecież minęła metę trzecia w drużynowych mistrzostwach świata w Omanie, cztery miesiące temu. Ona zresztą lubi długi dystans i ma do niego predyspozycje, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Zwłaszcza ergonomię ruchów ramion. Jest drobnej budowy, a takie lekkie ciało dobrze się porusza na trasie przy dobrej ergonomii. W czerwcu powiedziałem jej, że może liczyć nawet na dwa medale. Więc może będziemy mieli jeszcze drugi powód do radości w Eugene...