Na igrzyskach w Montrealu, dokąd wysłaliśmy skromniejszą ekipę (207 sportowców), zdobyliśmy... 26 medali! W Barcelonie było już tych medali tylko 19, w Atlancie - 17 (7 złotych), w Sydney - 14 (6 złotych), w Atenach, Pekinie i Londynie - po 10, ale w Atenach i Pekinie były po 3 złote medale, a w Londynie zaledwie 2 złote.
Czyli jest coraz gorzej. Ale... coraz lepiej było sportowcom przygotowującym się do igrzysk. Szczególnie tym z klubu Londyn. Oni mieli wszystko, spełniano ich najbardziej wyszukane zachcianki. A efekt? Kompromitujące występy wielkich faworytów: Marcina Dołęgi, Piotra Siemionowskiego, Sylwii Gruchały, Anny Rogowskiej, siatkarzy...
Szlakowy wioślarskiej czwórki wagi lekkiej Paweł Rańda (też zaliczanej do grona faworytów) przyjechał na zgrupowanie w Portugalii z... 15-kilogramową nadwagą. Jak miał poprowadzić swoich kolegów do boju o medale? Argumentował potem, że przegrali przez błędy techniczne. Ale to niepoważne tłumaczenie, zawodowiec nie przyjeżdża na zgrupowanie z taką nadwagą.
Zamiast finansować takich "zawodowców" jak Rańda czy Renata Pliś, która pobiegła na 1500 metrów z czasem o 15 sekund gorszym niż jej najlepszy wynik w tym roku, minister sportu Joanna Mucha mogłaby zatrudnić w resorcie kolejnych pięciu fryzjerów i byłaby to decyzja rozsądniejsza ekonomicznie. Chociaż urzędnicy byliby dobrze ostrzyżeni.
Nie wszyscy zawiedli. Dwuosobowa ekipa w windsurfingu zdobyła... 2 medale! 4 zapaśników - 1 medal, 8 ciężarowców - 2 medale. Tak powinno być - 1 medal na 4-6 reprezentantów. Tak jest u Chińczyków (380 reprezentantów) i Amerykanów (530 reprezentantów) wygrywających medalową klasyfikację.
A u nas? 60 lekkoatletów - i 2 medale, szermierka - 8 reprezentantów, żadnego krążka, zaledwie 2 zwycięstwa...
Działacze znów przed igrzyskami dostali alzheimera. Zapowiadali po Pekinie, że koniec z turystyką olimpijską, i wysłali do Londynu ekipę, w której było za dużo turystów, a za mało wojowników. Takich jak Adrian Zieliński, Tomasz Majewski, Damian Janikowski czy Anita Włodarczyk.