Widzowie nie zobaczyli wprawdzie skoku zwanego blanikiem, bowiem mistrz olimpijski nie zdołał wykonać dwóch i pół salta w przód w pozycji łamanej, a w pierwszej ewolucji upadł na matę po lądowaniu. Brak stałego reżimu treningowego nie pozwolił na więcej. Zobaczyli za to w akcji jego syna, 5-letniego Artura Blanika, który wskoczył na "stół" i zeskoczył z niego. Być może podejmie kiedyś dzieło ojca.
- Najcenniejszy dla mnie jest złoty medal olimpijski, ale drugi medal igrzysk też ma dla mnie wartość złota - powiedział nam najlepszy w historii polski gimnastyk, który w dorobku ma jeszcze olimpijski brąz. - Natomiast nowy skok w katalogu to takie dopełnienie osiągnięć.
Teraz gdańszczanin rodem z Górnego Śląska zajmie się szkoleniem 12-14-letnich zawodników jako koordynator programu rozwijania gimnastycznych talentów z całej Polski.
- Wyselekcjonowałem już grupę kilkunastu chłopaków i będziemy się spotykać na zgrupowaniach w różnych miastach - ujawnia mistrz. - Bo wyrywanie ich w takim wieku z domu i ściągnięcie do Gdańska nie służyłoby niczemu dobremu.
Pożegnalne zawody Blanika w Gdańsku wygrał Rumun Marian Dragulescu, trzykrotny medalista olimpijski.