32-letni Yasuhiro Suzuki w 2016 roku zakończył sportową karierę po tym, jak nie udało mu się wywalczyć kwalifikacji olimpijskiej na igrzyska w Rio de Janeiro. Po czasie dał się jednak namówić na powrót i sam zaznaczał, że zrobi wszystko, byle tylko pojechać na kolejną olimpiadę - w 2020 roku w Tokio.
Do tego konieczne było jednak wypełnienie pewnych kryteriów. W rankingu najlepszych kajakarzy w Japonii sklasyfikowany był za młodszym kolegą z kadry - Seiji Komatsu - i żeby wywalczyć awans musiał go wyprzedzić. Jednak by to zrobić dopuścił się skandalicznego czynu. We wrześniu podczas mistrzostw kraju wykorzystał nieuwagę Komatsu i do butelki z napojem dosypał mu sterydu anabolicznego, który jest środkiem niedozwolonym. Rywal Suzukiego został przyłapany na dopingu i groziła mu wieloletnie dyskwalifikacja, która jednocześnie mogła otworzyć 32-latkowi drzwi do Tokio.
Sęk w tym, że śledztwo przeprowadzone w tej sprawie wykazało oszustwo, jakiego dopuścił się Suzuki. Sam kajakarz przyznał się do winy - Chciałem wystąpić na igrzyskach w Tokio. W rankingu byłem sklasyfikowany za młodszym kolegą i wiedziałem, że jeśli taka sytuacja się utrzyma, to nie mam szans na olimpijski start. Dlatego umieściłem zakazany proszek, który kupiłem w sklepie internetowym, w jego butelce. Przepraszam Komatsu, nasze środowisko, a także wszystkich japońskich sportowców - powiedział winowajca.
- To godne ubolewania. To coś, czego nie znała do tej pory historia sportu w Japonii. Po raz pierwszy słyszę o tak złośliwym przypadku - przyznał z kolei Daichi Suzuki, komisarz agencji sportowej przy rządzie w Japonii.
32-latek został jednak za swoje zachowanie bardzo surowo ukarany. Japońska Agencja Antydopingowa zawiesiła go na osiem lat, z kolei dyskwalifikacja dla Komatsu została anulowana. Jak widać oszustwo nie popłaca, bo prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.
ZOBACZ: Hamilton zamieszany w aferę Paradise Papers. Oszustwo na 17 mln funtów?