To może być chyba tylko ponury żart środkowego Phoenix Suns, bo kogo jak kogo, ale Albanii bez względu na wszystko przestraszyć się nie możemy. Trudno się jednak dziwić rozgoryczeniu Gortata po kosztownej wpadce z Finlandią w drugim meczu na własnym parkiecie, która spycha nas na dalsze miejsce w grupie eliminacyjnej i oddala szansę bezpośredniego awansu.
Albania była losowana w tych eliminacjach z piątego koszyka (Polacy - z drugiego) obok takich "potęg", jak Luksemburg czy Cypr. Niżej była tylko Islandia. Szwajcaria, którą łatwo ograliśmy na jej terenie, pokonała Albańczyków 25 punktami, a nasi niedawni pogromcy Finowie uzyskali jeszcze większą, 35-punktową różnicę.
- Marcin na pewno ironizował z tą Albanią, ale przede wszystkim dlatego, że nie jest przyzwyczajony do przegrywania ze średniakami europejskimi - mówi "Super Expressowi" były trener reprezentacji Polski Arkadiusz Koniecki (65 l.). - A niestety nasz występ w tych eliminacjach wygląda na razie trochę tak jak policzek wymierzony kibicom. Bo nie mamy prawa u siebie oddawać punktów zespołom, które nie należą do europejskiego topu - przekonuje były selekcjoner kadry, który ma w dorobku 7. miejsce w ME koszykarzy wywalczone w 1991 roku.
I zwraca uwagę, że złe rezultaty biało-czerwonych mogą negatywnie wpłynąć na obraz dyscypliny. - Kiepsko by to wyglądało, gdybyśmy nie zakwalifikowali się do turnieju, w którym biorą udział aż 24 zespoły europejskie - komentuje Koniecki. - Mamy zagraniczny sztab szkoleniowy, zawodników z różnych lig europejskich, nie mówiąc o Gortacie z NBA. Nawet przy braku kilku graczy nie powinniśmy się tak męczyć z rywalami. Koszykarki już odpadły ze zmagań o przyszłoroczne mistrzostwa, koszykarze skomplikowali sobie drogę i jeśli im się nie uda, będzie to wielki cios dla polskiego basketu. Zresztą to fragment większej całości, bo ostatnia seria niepowodzeń w polskich grach zespołowych robi się bardzo niepokojąca - podkreśla były szkoleniowiec drużyny narodowej.