Turniej finałowy z udziałem najlepszych w całym kraju koszykarskich zespołów dziewcząt i chłopców w wieku 11-13 lat odbył się w gdańskiej Ergo Arenie - jednym z najnowocześniejszych obiektów sportowych w Polsce. Dzieciaki przyjeżdżały z opiekunami odpowiednio wcześniej, byle tylko obfotografować halę i zrobić sobie pamiątkowe fotki na jej tle - takie wrażenie robiła na nich nadmorska budowla, która tradycyjnie już gościła finałową fazę zawodów.
ENERGA Basket Cup to wydarzenie wyjątkowe. Nie ma drugiej imprezy w Polsce, w której bierze udział prawie 80 tysięcy młodych ludzi z aż 6 500 szkół. Kilkumiesięczne eliminacje wyłaniają triumfatorów wojewódzkich, a ci spotykają się tradycyjnie w czerwcu nad Bałtykiem, by powalczyć o główne trofea. W 2014 roku miała miejsce już VI edycja wspaniałej koszykarskiej zabawy.
W zmaganiach o zwycięstwo w całej imprezie nie brakowało emocji, szczególnie w rywalizacji dziewcząt. Finałowe rywalki ze SP nr 47 w Białymstoku i SP nr 5 w Kartuzach nie zamierzały odpuścić nawet na moment.
Wszystko było tak jak w klasycznym horrorze, najpierw prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, a w ostatniej kwarcie nastąpiła kulminacja wyrównanej walki. Dopiero ostatnie sekundy przesądziły, że dziewczyny z Białegostoku minimalnie - zaledwie 20:19 - pokonały konkurentki do złota.
- Jesteśmy w koszykarskim niebie! - cieszyła się trenerka triumfatorek Katarzyna Wensław, szczęśliwa tym bardziej że jej podopieczna Aleksandra Prokopiuk została najlepszą koszykarką finału.
To był przedsmak kolejnych emocji, bo kibice już ostrzyli sobie zęby na finał chłopców. Broniący tytułu koszykarze z SP nr 7 w Sopocie podejmowali na własnym parkiecie żądnych powrotu na tron uczniów SP nr 67 z Wrocławia, którzy wygrywali już w przeszłości ENERGA Basket Cup.
Od razu było widać, że wrocławianie nie przyjechali tylko podziwiać ładne wnętrze Ergo Areny. Mieli tym większa motywację, że z trybun dostali solidne wsparcie własnych fanów. Prowadzeni przez świetnego technicznie i przebojowego Tomasza Madejskiego gracze z Dolnego Śląska nie od razu ruszyli do ataku. Do przerwy przegrywali minimalnie, ale potem na parkiet wyszły jakby zupełnie dwa inne zespoły. Sopocianie tracili siły i kolejne punkty w szybkim tempie. Ich rywale z Wrocławia parli do przodu jak czołg i powiększali przewagę. Wygrali pewnie 52:33 i odzyskali mistrzowską koronę, a Tomek Madejski zasłużenie odebrał nagrodę MVP.
Adam Wójcik, ambasador ENERGA Basket Cup, jeden z najsłynniejszych polskich koszykarzy w historii: Poziom turnieju był naprawdę wysoki
- Tu nie ma żartów, poziom jest bardzo wysoki, chociaż niektórzy sądzą, że przecież grają tylko dzieci i mają jeszcze czas na rozwój. Nic z tych rzeczy, czołówka jest naprawdę bardzo wyrównana, a najlepsi imponują umiejętnościami. Jestem przekonany, że tylko takie inicjatywy pozwolą ponownie spopularyzować koszykówkę. Zresztą czy trzeba więcej mówić o popularyzacji, skoro do rywalizacji przystępuje prawie 80 tysięcy dziewcząt i chłopców? Tu na pewno wyłowimy rodzynki, które w przyszłości będą decydować o obliczu polskiej koszykówki.
Triumfatorzy z Białegostoku i wrocławia dostali pokaźne czeki: Zwycięzcy zgarnęli po 10 tys.zł
Walka o medale i puchary to ważna sprawa, ale to nie były jedyne nagrody turnieju ENERGA Basket Cup dla młodych koszykarek i koszykarzy. Organizatorzy - grupa ENERGA razem ze Szkolnym Związkiem Sportowym - zadbali o atrakcyjne dodatki.
Każdy z zespołów, który zawitał na podium, wyjechał z Trójmiasta z czekiem na pokaźną kwotę przeznaczoną na zakup sprzętu sportowego. Triumfatorzy - dziewczyny z Białegostoku i chłopcy z Wrocławia - zarobili dla swoich placówek po 10 tysięcy złotych! Drużyny zajmujące 2. miejsca - z Kartuz oraz Sopotu - otrzymały nagrody w wysokości 7 tys., zaś "brązowe" zespoły z Warszawy i Rogoźna zainkasowały czeki na 5 tys.
Obie zwycięskie ekipy mogą też liczyć na nie mniej atrakcyjny bonus: wyjazd na specjalnie zorganizowany obóz szkoleniowy pod opieką samego ambasadora programu ENERGA Basket Cup, Adama Wójcika.
11-dniowe zgrupowanie pod okiem wielkiego mistrza będzie niepowtarzalną szansą na poznanie wszelkich tajników koszykówki. Obóz odbędzie się w lipcu na obiektach Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej.
Kiedy VI edycja ENERGA Basket Cup dobiegła ku końcowi, młodzi uczestnicy z całej Polski już umawiali się na kolejne zmagania, które ruszą we wrześniu.
Polski Justin Bieber rozgrzał koszykarzy
Nie samą koszykówką człowiek żyje... Kiedy dziewczęta i chłopcy z 32 szkół zakończyli już w Ergo Arenie swoje zmagania w ENERGA Basket Cup, nie mogli się doczekać występu gościa specjalnego i największej gwiazdy imprezy - Dawida Kwiatkowskiego.
Emocje były tak wielkie, że ochroniarze jeden jedyny raz w trakcie imprezy mieli ręce pełne roboty, bo rozentuzjazmowane nastolatki chciały zajmować najlepsze miejsca na scenie długo przed rozpoczęciem koncertu.
Kilka tysięcy widzów nie zawiodło się na wielkim muzycznym widowisku. Energia bijąca ze sceny wcale nie była mniejsza niż ta wytwarzana przez firmę ENERGA... Kwiatkowski, okrzyknięty przez media "polskim Justinem Bieberem", zaśpiewał największe hity z debiutanckiego albumu "9893".
Propozycję bycia ambasadorem programu ENERGA Basket Cup dostałem dwa lata temu, jeszcze zanim w 2012 roku moi dwaj synowie wzięli udział w turnieju i doszli ze Szkołą Podstawową nr 67 z Wrocławia do finału, wygrywając imprezę - opowiada Adam Wójcik, jeden z największych polskich koszykarzy w historii. Popularny "Wujo" objął opieką wydarzenie, dzięki któremu dziesiątki tysięcy dzieci bawi się w koszykówkę, a dla wielu może to być początek wielkich sportowych karier.
- Co daje ten program polskiej koszykówce?
- To największy turniej w Polsce, biorą w nim udział dziesiątki tysięcy dzieci, mamy kilka tysięcy szkół. Jest z czego wybierać koszykarskie talenty. Widzimy tutaj na parkiecie wielu młodych adeptów koszykówki, często już ciekawych zawodników. Jeśli będą odpowiednio prowadzeni, mogą być fajnymi graczami w przyszłości.
- Koszykówka odzyskuje popularność po kilku latach w dołku?
- Był pewien zastój w popularności dyscypliny, ale przez takie imprezy jak ta dzieci chętnie garną się do sportu. Przez taki turniej budujemy w koszykówce mocne fundamenty. Bez nich nie ma co marzyć o rozwoju basketu. Trenerzy mogą wypatrywać młode talenty, bo w akcji biorą udział tysiące dzieci. Jeśli szkoleniowcy dobrze trafią, mogą znaleźć perełkę. A przy właściwym szkoleniu oszlifowane diamenciki mogą się stać wielkimi gwiazdami. Potem będą podporami nie tylko zespołów ligowych, ale i reprezentacji Polski. W każdym z dotychczasowych turniejów ENERGA Basket Cup można było wyłowić wielu utalentowanych młodych ludzi.
- Kiedyś o imprezach dla dzieci rozgrywanych na tak fantastycznych obiektach można było tylko pomarzyć...
- Za moich młodych czasów nie było tak wielkich ogólnopolskich imprez. Brałem udział w lokalnych mistrzostwach na Dolnym Śląsku. Nie miałem okazji grać na takiej potężnej, przepięknej hali. Dzieci przyjeżdżając tutaj do obiektu, który znają z telewizji, mogą pobiegać po prawdziwym profesjonalnym parkiecie i porzucać do profesjonalnych koszy, to wspaniałe doświadczenie. Mogą zobaczyć i dotknąć wszystkiego. To na nich robi wielkie wrażenie, sam widziałem jak reagowały dzieciaki po pierwszym wejściu na Ergo Arenę. To niezwykłe przeżycie, takie imprezy zapamiętają na bardzo długo.
- Nie tylko ogląda pan zawody z boku, ale i sam pokaże dzieciakom parę sztuczek podczas specjalnego obozu treningowego.
- Od 19 lipca robimy obóz w Białej Podlaskiej. Wszystkich chętnych zapraszamy, a zwycięzcy ENERGA Basket Cup otrzymują specjalne zaproszenie. Można zobaczyć jak wyglądają profesjonalne treningi. Uczestnicy będą trenować nie tylko tak jak w szkole, podejrzą i wezmą udział w innych typach zajęć, takich, jakie są na co dzień udziałem zawodowców. Ja oczywiście będę na miejscu służył radą i pomocą. Jeśli tylko ktoś będzie chciał ze mną porzucać albo pograć jeden na jeden, nie ma sprawy, jestem do dyspozycji.
- Po zakończeniu kariery zawodniczej został pan trenerem. Jakie wrażenia?
- Podoba mi się, że dzieci chcą, garną się, pytają o koszykówkę. Mam zespół, który prowadzę w Kobierzycach. Tam grają moi dwaj synowie, Janek i Szymon. Pracuję z kilkoma utalentowanymi chłopakami, cieszę się, że mogę im podpowiadać, dzielić się doświadczeniami. Widzę, że słuchają i chcą się uczyć i wyciągać wnioski. To dla mnie najważniejsze w tej pracy.
- Trudno było się przestawić na pracę szkoleniowca?
- Bieganie po boisku a przekazywanie swoich uwag, decydowanie o tym, co wydarzy się na boisku, to dwie zupełnie inne sprawy. Jako trener pozwalam, żeby zawodnicy nie tylko wykonywali ściśle polecenia, ale żeby grali intuicyjnie, uczyli się na swoich błędach. Niezwykle ważne jest czytanie gry. Jeśli opanuje się ten element odpowiednio wcześnie, to potem w profesjonalnej koszykówce jest dużo łatwiej.
- Pańscy dwaj synowie mają niespełna 15 lat. Chcą iść w ślady ojca?
- Mają predyspozycje, wydaje mi się, że idą w dobrym kierunku. Nie wiem czy na pewno będą zawodowymi koszykarzami, ale marzą o tym. Ciężko trenują, chcą to robić. Staram się pomagać w spełnianiu ich marzenia. Choć są bliźniakami i obaj mają po 197 cm, to trochę ich różni. Umiejętności mają podobne, ale styl gry nieco inny, jeśli chodzi o czytanie gry, przemieszczanie się po boisku. Jaś w przeciwieństwie do Szymka lubi poruszać się z piłką jak rozgrywający. Obaj jednak są wszechstronni. Nie wiem, co odziedziczyli po mnie, mnie cieszy przede wszystkim, że tak jak ja zarazili się koszykówką. To pierwszy krok do bycia sportowcem. Do tego dochodzi charakter. Same predyspozycje to za mało.
- Janek i Szymon leją już tatę w kosza?
- Kiedyś graliśmy tylko dwóch na jednego. Teraz chcą się ze mną mierzyć pojedynczo. Przyznam, że ojcu jest coraz ciężej, ale jeszcze daję radę. Łatwo skóry nie oddaję i zawsze tym jednym punkcikiem muszę wygrać, żeby im pokazać, że trochę pracy jeszcze przed nimi.
Turniej finałowy z udziałem najlepszych w całym kraju koszykarskich zespołów dziewcząt i chłopców w wieku 11-13 lat odbył się w gdańskiej Ergo Arenie - jednym z najnowocześniejszych obiektów sportowych w Polsce. Dzieciaki przyjeżdżały z opiekunami odpowiednio wcześniej, byle tylko obfotografować halę i zrobić sobie pamiątkowe fotki na jej tle - takie wrażenie robiła na nich nadmorska budowla, która tradycyjnie już gościła finałową fazę zawodów.
ENERGA Basket Cup to wydarzenie wyjątkowe. Nie ma drugiej imprezy w Polsce, w której bierze udział prawie 80 tysięcy młodych ludzi z aż 6 500 szkół. Kilkumiesięczne eliminacje wyłaniają triumfatorów wojewódzkich, a ci spotykają się tradycyjnie w czerwcu nad Bałtykiem, by powalczyć o główne trofea. W 2014 roku miała miejsce już VI edycja wspaniałej koszykarskiej zabawy.
W zmaganiach o zwycięstwo w całej imprezie nie brakowało emocji, szczególnie w rywalizacji dziewcząt. Finałowe rywalki ze SP nr 47 w Białymstoku i SP nr 5 w Kartuzach nie zamierzały odpuścić nawet na moment.
Wszystko było tak jak w klasycznym horrorze, najpierw prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, a w ostatniej kwarcie nastąpiła kulminacja wyrównanej walki. Dopiero ostatnie sekundy przesądziły, że dziewczyny z Białegostoku minimalnie - zaledwie 20:19 - pokonały konkurentki do złota.
- Jesteśmy w koszykarskim niebie! - cieszyła się trenerka triumfatorek Katarzyna Wensław, szczęśliwa tym bardziej że jej podopieczna Aleksandra Prokopiuk została najlepszą koszykarką finału.
To był przedsmak kolejnych emocji, bo kibice już ostrzyli sobie zęby na finał chłopców. Broniący tytułu koszykarze z SP nr 7 w Sopocie podejmowali na własnym parkiecie żądnych powrotu na tron uczniów SP nr 67 z Wrocławia, którzy wygrywali już w przeszłości ENERGA Basket Cup.
Od razu było widać, że wrocławianie nie przyjechali tylko podziwiać ładne wnętrze Ergo Areny. Mieli tym większa motywację, że z trybun dostali solidne wsparcie własnych fanów. Prowadzeni przez świetnego technicznie i przebojowego Tomasza Madejskiego gracze z Dolnego Śląska nie od razu ruszyli do ataku. Do przerwy przegrywali minimalnie, ale potem na parkiet wyszły jakby zupełnie dwa inne zespoły. Sopocianie tracili siły i kolejne punkty w szybkim tempie. Ich rywale z Wrocławia parli do przodu jak czołg i powiększali przewagę. Wygrali pewnie 52:33 i odzyskali mistrzowską koronę, a Tomek Madejski zasłużenie odebrał nagrodę MVP.
Adam Wójcik, ambasador ENERGA Basket Cup, jeden z najsłynniejszych polskich koszykarzy w historii: Poziom turnieju był naprawdę wysoki
- Tu nie ma żartów, poziom jest bardzo wysoki, chociaż niektórzy sądzą, że przecież grają tylko dzieci i mają jeszcze czas na rozwój. Nic z tych rzeczy, czołówka jest naprawdę bardzo wyrównana, a najlepsi imponują umiejętnościami. Jestem przekonany, że tylko takie inicjatywy pozwolą ponownie spopularyzować koszykówkę. Zresztą czy trzeba więcej mówić o popularyzacji, skoro do rywalizacji przystępuje prawie 80 tysięcy dziewcząt i chłopców? Tu na pewno wyłowimy rodzynki, które w przyszłości będą decydować o obliczu polskiej koszykówki.
Sportowiec potrzebuje ENERGII: Jeśli chcesz osiągać sukcesy w kosza, musisz być dobry z fizyki
Koszykarskim talentom z całej Polski towarzyszył w czasie turniejów w całej Polsce nietypowy pojazd. Energobus, czyli mobilne centrum nauki programu Planeta Energii, przyciągał rzesze młodych i starszych ludzi. Dzieciaki dowiadywały się między innymi jak powstaje prąd elektryczny, a ich rodzice często zadawali... te same pytania, bo ich wiedza na temat dostarczania energii też jest ograniczona.
Energia to także nierozerwalna część sportu. - Prąd elektryczny to ruch elektronów - tłumaczy Tomasz Rożek, ambasador Planety Energii, fizyk i popularyzator nauki. - Ruch oznacza energię. A wszystkie dyscypliny sportu opierają się na sztuce zamiany jednego typu energii w inny. Młodzi koszykarze, po to, żeby mieć energię do gry, rano zjedli śniadanie, czyli przyjęli ją w formie chemicznej. Nasz organizm potrafi to przerobić i zamienić energię związków chemicznych na kinetyczną, czyli energię ruchu.
- Cała sztuka wygrywania w sporcie, bez względu na dyscyplinę, to umiejętność wydajnej zamiany energii. Sportowcy godzinami ćwiczą jak odpowiednio wyrzucać, odbijać, podkręcać piłkę. W elektrowni też chodzi o zamianę jednej formy energii w drugą, czyli na przykład płynącej wody lub wiejącego wiatru w ruch elektronów - dodaje Tomasz Rożek.
W czasie wysiłku na boisku nie da się wytrzymać bez przyjmowania płynów. Zapewniają ją odpowiednie napoje zawierające dodatki energetyczne czy minerały.
- Trzeba dużo pić z dwóch powodów: po pierwsze w czasie wysiłku fizycznego nasze mięśnie pracując ogrzewają się - wyjaśnia Tomasz Rożek. - Jest nam za gorąco. Organizm ma bardzo dobrze wytworzony system regulacji temperatury, ale potrzebuje wody. Ten system to pocenie się. Jeśli organizmowi brakuje wody, nie ma się czym pocić, więc system regulacji temperatury, ta nasza naturalna klimatyzacja, przestaje działać. Po drugie samo ugaszenie pragnienia to nie wszystko. Chodzi też o dostarczenie organizmowi związków, które powodują, że energia jest łatwiej wydatkowana.
Tomasz Rożek, ambasador planety energii: Ruch to energia
- Wszystkie dyscypliny sportu opierają się na sztuce zamiany jednego typu energii w inny. Młodzi koszykarze, po to, żeby mieć energię do gry, rano zjedli śniadanie, czyli przyjęli ją w formie chemicznej. Nasz organizm potrafi to przerobić i zamienić energię związków chemicznych na kinetyczną, czyli energię ruchu.
Czy wiesz że...
- Jeśli dwie piłki położone jedna na drugiej puścimy na ziemię, to górna piłka odskoczy wyżej, co z pozoru jest zaprzeczeniem praw fizyki. Chodzi o to, że zanim górna piłka osiągnie podłoże, dolna się odbija dostarczając górnej dodatkowej energii
- Gdy zawodnik ważący 68 kg ćwiczy koszykówkę, to spala: 154 kalorii rzucając do kosza przez 30 minut, 204 kalorie grając w streetballa przez 30 minut, 544 kalorie podczas meczu międzyszkolnego
- Celowanie w tablicę zwiększa szanse trafienia do kosza o 20 procent w porównaniu z rzutem mierzonym w samą obręcz
- Idealny rzut zapewnia celowanie nie w środek kosza, ale w punkt znajdujący się około 7 cm od tablicy
- Tylna rotacja piłki o prędkości już 3 obrotów na sekundę wystarcza, by piłka po uderzeniu w obręcz kosza zwolniła i dłużej toczyła się po niej, zwiększając szansę na punkt