„Super Express”: - Czujesz zadowolenie z tytułu wicemistrzyni świata, czy jednak niedosyt, że nie ma złota?
- Bardzo się cieszę, że udało mi się zdobyć srebrny medal i że wracam do domu z medalem. Złoto było w moim zasięgu, ale równie dobrze mogłam być poza „pudłem”. W sprincie liczą się setne sekundy i można przegrać medal o długość paznokcia - zaznacza wicemistrzyni świata. - Najważniejsze dla mnie, że to mój srebrny rok. Z każdych ważnych zawodów przywożę srebrny medal. Budapeszt, Rzym czy Melbourne. Naprawdę jest się z czego cieszyć. A co do tutejszego startu - Australijka McKeon była poza moim zasięgiem. Popłynęła fenomenalnie. Musiałabym pobić rekord życiowy żeby ją pokonać…
- Ale niedosyt pozostał?
- Każdy chce być najlepszy na świecie. Zwłaszcza, że przez cały sezon taką byłam. A tu pokonała mnie Australijka... Ale najważniejsze są igrzyska. W to celujemy wraz z moimi trenerami. A teraz naprawdę się cieszę z tego wicemistrzostwa i srebrnego roku (latem zdobyła srebrne krążki na długim basenie, w MŚ i ME - red.).
- Święta spędzisz w Polsce czy USA?
- Już myślę o tych świętach. Nie mogę się ich doczekać. W tym roku spędzamy święta w USA, z mężem i jego rodziną. W zeszłym roku byliśmy w Polsce, więc teraz Stany. Bardzo czekam na ten czas, uwielbiam święta, choć będzie mi brakowało bliskich z Polski. Zaraz po świętach wracam do treningów, więc nie będzie wiele czasu na odpoczynek i obżarstwo (śmiech).
- Las Vegas to niewątpliwie szalone miasto z wieloma atrakcjami. Czy z nich korzystasz?
- Pewnie pytasz o hazard (śmiech). Hazard nie jest dla mnie. To nie jest moja mocna strona, nie wygram milionów w kasynie. Mąż pracuje w Las Vegas i już trochę tu mieszkamy. To miasto ogromnych możliwości, z których regularnie korzystam. Ale stawiam jednak na sport. Naszą wspólną pasją jest chodzenie po górach, a tych w okolicach nie brakuje. Kocham góry i one są moją największą pasją.