Kazimierz Greń: Noszę głowę wysoko! Jestem niewinny [ROZMOWA SUPER EXPRESSU]

2015-04-01 11:03

Nigdy w życiu nie handlowałem żadnymi biletami! Zrobiłem przysługę znajomym, za którą otrzymałem bardzo srogą lekcję. Ale noszę głowę wysoko, bo jestem niewinny - zarzeka się Kazimierz Greń (53 l.), który został zatrzymany przez policję jako podejrzany o "konikowanie" przed spotkaniem Irlandia - Polska w Dublinie.

"Super Express": - Nie wstyd panu? Dorabiał pan, handlując biletami...

Kazimierz Greń: - A czego ma mi być wstyd?! Tego, że mój długoletni znajomy pan Dariusz Siarkiewicz z Warszawy poprosił mnie, żebym pomógł mu kupić bilety dla grupy jego przyjaciół? Tak samo pomógł- bym panu czy każdemu innemu znajomemu, który by mnie o to poprosił. Jeszcze raz stanowczo twierdzę, że nie handlowałem biletami...

- Ile miał pan przy sobie biletów w chwili zatrzymania - 12? Czy - jak twierdzi prezes PZPN Zbigniew Boniek - 49?

- 12. Prezes pewnie miał na myśli bilety zamówione dla działaczy z klubów z Podkarpacia, którzy ze mną lecieli na mecz. To się odbywa w ten sposób, że chętni do wyjazdu w siedzibie Podkarpackiego ZPN wpłacają pieniądze, podają imię, nazwisko i pesel, a ja potem to wszystko przekazuję do PZPN.

- Ma pan dowód zakupu tych 12 biletów i nazwiska kupujących?

- Oczywiście. Nie było możliwości, by te bilety trafiły do anonimowych odbiorców. Ja za nie zapłaciłem po 50 euro za sztukę, a ci ludzie mieli mi oddać pieniądze i odebrać je przed meczem.

Zobacz: Zbigniew Boniek osobiście zajmie się sprawą Kazimierza Grenia

- Gdzie doszło do pana zatrzymania?

- Umówiliśmy się w Dublinie pod pomnikiem, niedaleko stadionu. Jako że paliłem papierosa, cofnąłem się dwa metry i wszedłem w otwartą bramę. Okazało się, że już na teren prywatnej posesji. Pojawili się funkcjonariusze policji, którzy mnie wylegitymowali, kazali pokazać, co mam w kieszeniach. Zabrali te bilety. Dopiero z komisariatu, w obecności prawnika i tłumacza zadzwoniono do pana Siarkiewicza, który potwierdził, że mówię prawdę.

- Twierdzi pan, że został uniewinniony przez irlandzki sąd. Dziennik "Irish Examiner" podał, że przyznał się pan do winy i wyraził skruchę.

- To kłamstwo, którym zajmą się moi prawnicy. Po 10 minutach od rozpoczęcia rozprawy wyszedłem oczyszczony z zarzutów. Tak na logikę - gdybym przyznał się do winy, to choćby symbolicznie zostałbym ukarany - grzywną czy upomnieniem. Nie znam przypadku, by ktoś potwierdził swoją winę i wyszedł z sądu bez kary.

- Co dalej? Ta afera może mocno zachwiać pana pozycją w zarządzie PZPN?

- Nie mam sobie nic do zarzucenia i niczego się nie obawiam.

Najnowsze