W niedzielę Pozzovivo postanowił udać się na trening na przełęcz Stelvio. To właśnie tam podczas jednego ze zjazdów wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. Kolarz jechał z prędkością ok. 70 km/h, gdy przed jego koła wbiegł kot. Nie udało się uniknąć zderzenia.
Zobacz wszystkie samochody Rafała Majki [ZDJĘCIA]
- Zobaczyłem go z lewej strony jezdni. Próbowałem go ominąć, ale wpadł prosto pod moje przednie koło. Rower wzbił się w powietrze, a ja przez kolejne 20 metrów sunąłem po asfalcie lewą stroną ciała. W końcu uderzyłem nogą w barierkę - powiedział w rozmowie z La Gazetta dello Sport 31-letni kolarz. Efekt wypadku? Złamana kość strzałkowa i piszczelowa prawej nogi oraz definitywny koniec startów w obecnym sezonie.
Pozzovivo może mimo wszystko mówić o wielkim szczęściu, bowiem przy tak dużej prędkości upadek z roweru mógł mieć dla niego o wiele poważniejsze konsekwencje. Po uderzeniu o asfalt nie stracił przytomności, a potem zachował wiele zimnej krwi. Najpierw podparł kaskiem złamaną nogę, a następnie zadzwonił po ojca, który kilkanaście minut później przyjechał wraz z ambulansem. Na całe szczęście Włoch nie potrzebował operacji.
W tegorocznym Giro d'Italia Pozzovivo zajął bardzo dobre 5. miejsce. Trening na przełęczy Stelvio był elementem jego przygotowań do Vuelta a Espana. Z powodu kontuzji nie będzie miał jednak okazji wystąpić w wyścigu dookoła Hiszpanii.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail