Zaczynamy od najważniejszego dylematu większości kibiców: będzie Messi? Nie będzie, jak ktoś w trakcie sezonu jeździ na urlop do domu, to trudno, żeby uznawać go za najlepszego. Argentyńczyk ma za sobą jeden z najgorszych okresów w karierze, jego występy bardziej rozczarowały niż zachwyciły, ale gdyby nie kontuzja, konkurencja najpewniej znowu zobaczyłaby jego plecy. Taka subtelna różnica - to co dla jednych jest sufitem, dla innych okolicami podłogi. Jakby odwrotnie do wzrostu gwiazdy Barcelony.
Inna rzecz, że konkurencja w przednich formacjach wręcz poraziła. Luis Suarez w grudniu rozbił bank. Strzelał jak natchniony, utrzymał Liverpool w czołówce i wreszcie przekroczył niewidzialną granicę; od dawna znaliśmy jego potencjał, nigdy tylko nie mieliśmy okazji go podziwiać. Zawsze coś stało na przeszkodzie. A to wyzwiska pod adresem Evry, a to znowu rządza krwi Ivanovica. Największym wrogiem Urugwajczyka był do tej pory zawsze on sam. Gdy w końcu uspokoił się, dostrzec mogliśmy jego nieprawdopodobne atuty.
Opis Suareza wydaje się wyjątkowo prosty. To przede wszystkim fenomenalny piłkarz. Tylko tyle i aż tyle. Wyobrażasz sobie dobrego piłkarza i widzisz Urugwajczyka. Podejmuje optymalne decyzje, umiejętności pozwalają mu wykonać je w odpowiedni sposób, co wpływa nie tylko na jego dorobek, ale też pozostałych partnerów. Szkoleniowy ideał. Andrzej Strejlau zobaczyłby i zaniemówił. Jeśli gdzieś odejdzie, to kosztować będzie fortunę.
Hiszpańskie media: Marc-Andre ter Stegen następcą Victora Valdesa
Mniej więcej taką, jaką za Ibrahimovica zapłaciła kiedyś Barcelona. Katalończycy twierdzą co prawda inaczej, ale na Camp Nou pojmowanie pieniądza od dawna przybiera niecodzienny obrót. Szweda wzięli z Mediolanu za lodówkę, Neymara z Santosu wyjęli za mikrofalówkę i tylko hiszpański urząd podatkowy nie rozumie zawiłej łamigłówki, wciąż krzycząc: gdzie moje pieniądze?
Zlatan w Paryżu znalazł chyba wreszcie optymalne miejsce. Jest liderem, największą gwiazdą, a dodatkowo wreszcie może zacząć osiągać realne sukcesy. Strzelecko - poziom Ronaldo. Stylowo - bezkonkurencyjny. Patrząc na styl gry - mimo 32 lat na karku - dominować może jeszcze wiele lat. Siły nie straci. Wzrostu też, a przecież ambicje wciąż ma ogromne. Do ideału zabrakło awansu na Mundial, choć do niego pretensji mieć nie sposób. Panowie z UEFY znowu zamknęli oczy, przeprowadzili losowanie i wyszedł im meksykański pat: albo Szwecja, albo Portugalia. Ibrahimovic - Ronaldo. Jakby wybierać pomiędzy piwem i piwem. To co? Piwo?
Został jedenasty. Czyli kto? Rooney? Gdyby nie on, David Moyes już kilka tygodni temu miałby czas, by porządnie zająć się ogrodem. A może Aguero, którego nieznane siły od dawna wypychają z Emirates, a ten wciąż z uporem maniaka dziurawi bramki kolejnych przeciwników? Albo Tevez, który w kilka miesięcy przejął rządy w Serie A?
A może lepiej Diego Costa, lider strzelców Primera Division? Za Atletico runda życia, a Brazylijczyk (Hiszpan?) bije na razie wszystkie osobite rekordy. Dobić do poziomu Ronaldo - to już coś. Przebić - niewiarygodne. O tyle, że podopiecznemu Diego Simeone daleko do piłkarskiej magii. Granie przeciwko niemu, to prawdziwy koszmar. Łokieć przyjacielem, kolano rodziną, a plucie jako sposób komunikowania - życzylibyśmy sobie bardziej ludzkich piłkarskich idoli, ale faktem jest, że to działa. Jest skuteczne. Pół roku temu pół Madrytu podziwiało Radamela Falcao, opłakiwało jego odejście, a dziś o Kolumbijczyku pamiętają już tylko nieliczni. I trudno się dziwić. Regularność Brazylijczyka poraża. 17 spotkań ligowych i tylko w trzech - żadnej bramki. Liga Mistrzów? 3 mecze, 4 gole. Nadchodzący bohater Mundialu? Najpierw dowiedzmy się gdzie w ogóle zagra.
Jedenastka jesieni 2013 wg Gwizdek24.pl: Enyeama - Zabaleta, Thiago Silva, Alaba - Reus, Toure, Modric, Ronaldo - Suarez, Ibrahimovic, Diego Costa